piątek, 21 grudnia 2012

Rozdział 17 cz. 1

      Sophie układała włosy Hope, ta z kolei malowała paznokcie Kim i tak wymieniały się zadaniami. Kiedy skończyły nie miały zbyt wiele czasu. Zwłaszcza, że siostrzenica Paula musiała być na miejscu o wiele wcześniej..
Hope biegała po pokoju w poszukiwaniu butów. Przełożyła kilkakrotnie te same ciuchy i pudełka, ale nadal nie dawała za wygraną. Twierdziła, że muszą gdzieś tam być. Po kilku minutach, postanowiła poszukać w innym pokoju i okazała się to bardzo słuszną decyzją. Wróciła skacząc na jednej nodze, przy okazji ubierając drugi but.
- Conor przyszedł. - oznajmiła mama Sophie, opierając się o futrynę. Dziewczyna spojrzała na Blondynkę, która uśmiechnęła się delikatnie. Miały jechać razem, jednak ona i Kim nie były jeszcze gotowe.
- Zobaczymy się na miejscu. - odetchnęła, poprawiając sukienkę. Wyszła z pokoju, a właściwie wybiegła i przywitała się z stojącym w salonie chłopakiem. Wyszli razem, trzymając się za ręce.
      Droga na miejsce, wbrew pozorom zajęła dłużej niż myśleli. Na wejściu Hope posłała przepraszające spojrzenie swojemu chłopakowi, musiała przywitać się z dziadkami i najbliższą rodziną. Zrobiła to, po czym zgrabnie wymigała się od głupich pytań na swój temat i postanowiła przywitać się z Cindy. Stała rozmawiając z, jak się domyślała, swoim tatą.
- Dzień dobry. - przywitała się. -Ślicznie wyglądasz, zestresowana? - kobieta nie odpowiedziała, spojrzała na nią, uśmiechając się nieśmiało. Podała jej drżącą i zimną rękę. Hope uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Spokojnie, nie wycofa się teraz. - puściła jej oczko. Udało się jej rozbawić Cindy. - To nie film. - dodała.
Hope z ogromną siłą ściskała rękę Conora. Pozwalał jej na to. Widział, że jest zdenerwowana i jednocześnie wzruszona. Obróciła głowę i spojrzała na ludzi w okół. Uśmiechali się. Wszyscy cieszyli się szczęściem nowożeńców.
- Chodź. - szepnęła, ciągnąc chłopaka w tłum gości składających życzenia Młodej Parze.
Bez trudu przecisnęli się, gorzej było z odnalezieniem przyjaciół. Kiedy w końcu ich namierzyli, dziewczynie zrzedła mina. Obok Sophie stała obwieszona na Zaynie, Kate. Wtulała się w niego z taką siłą, że wyobraziła sobie, jak przewracają się na trawnik. Wywróciła teatralnie oczami i uśmiechając się sztucznie podeszła, kurczowo trzymając się ręki chłopaka.
- Hej. - przywitała się krótko, po czym prychnęła, widząc minę jej przyjaciółki.Patrzyła na nią z przerażeniem. Spodziewała się tego, że się pokłócą lub, co gorsza, pobiją na oczach wszystkich. One jednak zachowywały spokój. Cisza przed burzą?
- Cześć, Hope. - odpowiedziała wesoło Kate, wtulając się mocniej w Mulata. Jego mina była bezcenna. Dotąd niewzruszony, teraz odrobinę zmieszany i zawstydzony. Nie wiedział, co się dzieje. Hope również zrobiło się głupio. Nie spodziewała się, że patrząc na nich będzie zazdrosna. Zazdrosna o Zayna. Sięgnęła wzrokiem za nich, byleby tylko nie patrzeć na parę. Nie chciała przypadkowo natrafić na wzrok Malika. Koło niej stał Conor, jej chłopak, a w myślach wciąż miała słowa, które powiedział jej Zayn w pokoju. Starała się odgonić od siebie tę mysl, jednak ona nie dawała jej spokoju. Zaklęła w duchu, przenosząc wzrok na Nialla, który aktualnie zachwycał się wszystkim w okół, a reszta go słuchała.
      Atmosfera rozluźniła się dopiero na przyjęciu, kiedy wszyscy wznieśli toast i do akcji wkroczyły procenty. Każdy dobrze się bawił, może prócz Conora, który w połowie imprezy został sam. Hope biegała z jednego końca sali do drugiego, omijając przy tym pijanych gości i odpowiadając na ich głupie pytania. Musiała z udawanym rozbawieniem słuchać historii nieznajomych jej ludzi. Mało obchodziło ją to, jaka była gdy była mała i jak bardzo się zmieniła. Szczególnie, gdy ktoś wypytywał dlaczego przefarbowała włosy.
- Hope, Hope, Hope... - zatrzymał ją Louis, zabawnie kiwając palcem wskazującym. -Nie widziałem Cię już... Czekaj, dobrych kilka godzin. Chodź do Nas. - zaproponował, zarzucając jej rękę na ramie.
- Nie, Louie. Nie teraz.
- Ze mną się nie napijesz?! - uśmiechnął się, prowadząc ją powoli do stolika, przy którym siedzieli prawie wszyscy. Tak na prawdę połowa gości namawiała Hope słowami Lou, większości z nich nie mogła lub nie wypadało odmówić. Nie często spotykała się z kuzynostwem, czy wujostwem. Mieszkali w drugiej części kraju. I tak dobrze się trzymała, biorąc pod uwagę ilość kieliszków, które przeszły przez jej zgrabne ręce.
Rozglądnęła się dookoła, jeżeli już miała tam siedzieć, mogła to robić również w towarzystwie swojego chłopaka. Jego jednak nie było. Rozpłyną się.
Przy stoliku siedziało prawie całe towarzystwo. Sophie śmiała się jak nienormalna. Niall ruszał się w rytm muzyki, co chwila trącając Harryego rękami, a on na to nie reagował. Kim dyskutowała o czymś z Liamem, na ich widok uśmiechnęli się szeroko.
- Patrzcie kogo przyprowadziłem! - wrzasnął Lou, odsuwając dziewczynie krzesło.
- Panna Higgins we własnej osobie. - powiedziała Blondynka, ponownie wybuchając śmiechem, po chwili dołączył do niej Niall.
- Pijemy! - krzyknął ponownie Louis, odkręcając butelkę. Dziewczyna twierdząco kiwnęła głową, podając mu kieliszek.
-Idzie Twój Romeo! - pisnął Harry, trącając Hope łokciem i pokazując podbródkiem na zbliżającego się ku nim Conora. Szedł wolno, dokładnie przyglądając się wszystkim zebranym przy stoliku.
- Musimy pogadać. - powiedział i  najnormalniej w świecie odszedł. Dziewczyna wstała i podążyła za nim do ogrodu. Dreptała po ścieżce wysypanej kamykami, uważając by się nie przewrócić. Po kilkudziesięciu krokach wpadła na stojącą tyłem parę, grzecznie przeprosiła i ruszyła dalej.
- Jestem. - oznajmiła, siadając obok chłopaka.
- Widzę. - powiedział szorstko, po czym kontynuował. - Jak się bawisz? Bo ja nieźle, nie licząc tego, że mnie nie zauważasz i zamieniłem z Tobą może trzy zdania.
- Wiem, że to nie tak miało wyglądać...
- To nie ma sensu. - przerwał jej. - Właściwie już nic nie ma sensu, to oszukiwanie siebie nawzajem również. - westchnął, spoglądając na zdezorientowaną dziewczynę. Nie do końca wiedziała, co ma na myśli. Patrzyła na niego, mrugając znacznie częściej niż normalnie. - Chciałem przez to powiedzieć, że z nami koniec. Ty nie kochasz mnie, ja jestem Tobą zauroczony. Lepiej będzie jeżeli zakończymy ta szopkę, zanim będzie za późno. - Hope otworzyła buzię, próbując coś powiedzieć, ale z jej ust nie wypłynęło ani jedno słowo.
- Żegnaj, Hope. - wstał i powoli odszedł, zostawiając ją samą. Po jego słowach delikatnie otrzeźwiała. Dotarło do niej, że Conor jest już jej byłym chłopakiem. Obróciła się, ale jego już tam nie było. Nie wiedziała, czy się śmiać, czy płakać. Miała ochotę robić te obie czynności na raz. Wiedziała, że ma rację. Lubiła z nim przebywać, ale nigdy nie zasypiała myśląc o ich przyszłości. Nie kochała go, teraz nie była nawet zauroczona. Po prostu go lubiła. Ta myśl ją dołowała, zawsze sądziła, że miłość musi być oczywista, a Conor po prostu był. Poprawka. Teraz już go nie było...
                                                                ~*~
Jak może zauważyłyście, podzieliłam rozdział na dwie części. Wyszedł by za długi... : )
Druga część może Wam bardziej przypaść do gustu, chodź ta też nie powinna być jakaś zła czy coś. Nie lubicie Conora, ale to nie wpłynęło na to, że go już nie ma. Tak miało być. :))

Mam napisane obie części, więc może w przerwie, między  sylwestrem dodam drugą część. Jeżeli nie, to dopiero po nowym roku. Zobaczymy.

Dziękuje za komentarze, liczę na więcej. Jesteście wspaniałe! ;*

Z okazji zbliżających się świąt, chciałam Wam wszystkim życzyć wszystkiego najlepszego! Zdrowych, wesołych i rodzinnych świąt Bożego Narodzenia. Samych trafionych prezentów pod choinką, szampańskiego Sylwestra i szczęśliwego Nowego Roku! Oby 2013 był lepszy od obecnego. :)
Wszystkim, którzy będą pisać maturę, bądź testy gimnazjalne życzę jak najlepszych wyników i samych sukcesów. Tym, którzy opuszczają gimnazjum wyboru wymarzonej szkoły i tego, byście nie musieli jej zmieniać.
Obyście wypoczęli, byli zdrowi i wiecznie młodzi! Nie traćcie pogody ducha i bądźcie szczęśliwi! Spełnienia marzeń i tego co najlepsze. x

Do następnego! ;*

A właśnie!
WESOŁEGO KOŃCA ŚWIATA, MIŚKI! :D

czwartek, 13 grudnia 2012

Rozdział 16

      Mimo, że od wiadomości o ślubie Paula minęło trochę czasu, emocje w cale nie opadły. Wręcz przeciwnie, z każdym dniem wielkimi krokami zbliżało się święto nie tylko Cindy i Paula, ale też i Hope. To ona była najbardziej tym wszystkim poddenerwowana. Wykonywała ciągłe telefony, spędzała mnóstwo czasu u wujka, starając się by o niczym nie zapomnieć. Od zawsze chciała usłyszeć jak Paul mówi sakramentalne ''tak'', czasem wątpiła w to, że takowa sytuacja będzie miała miejsce. Doczekała i zaangażowała się we wszystko całą sobą.
Wybór sukienki dla Cindy był ekscytujący i chodź występowały między nią, Sophie i Kimberly spory o to jak ma wyglądać suknia panny młodej, poradziły sobie. Każda ma inny styl, ale mimo wszystko wygrała prostota. Wygrała Hope i Kim, które na nią stawiały. Każdy był zadowolony, może nie licząc chłopców, którzy nie rozumieli całego tego szumu i przesiadywali u Paula obserwując całą tą bieganinę.
   
-Szybciej... - jęknęła Hope, poganiając Sophie, która obładowana mnóstwem toreb próbowała otworzyć jedną nogą drzwi. Jej wygimnastykowane ciało płatało figla, a dodatkowe obciążenie obu rąk nie pomagało. Cóż, chłopcy okazują się mało przydatni kiedy dostaną się do Play Station.
Drzwi frontowe ponownie się otworzyły, a po chwili stanęła w nich rozbawiona Kim z resztą toreb.
-Cholera, Kim! Zimno mi! Zamykaj te głupie drzwi. - zbulwersowała się Hope, szeleszcząc reklamówkami. Coraz mocniej napierała na kruchą Blondynkę.
-T o  b o l i ! - pisnęła Sophie. - Nie pchajcie się, mam najgorzej, jestem przy drzwiach...
-To je otwórz! - wrzasnęła Hope. Jej krzyk poskutkował. W mlecznej szybie drzwi ciasnego halu można było dostrzec cień chłopaka.
-O nie... - szepnęła do siebie. Jako jedyna wzięła pod uwagę fakt, iż stoi na jednej nodze, z drugą kilka centymetrów od klamki, która ugięła się pod naciskiem ręki Nialla, nie ma się czym podeprzeć, ani podtrzymać i dodatkowo napiera na nią Hope i Kim. Chwilę później wszystkie trzy leżały na podłodze w niezbyt wygodnych pozycjach, śmiejąc się jak opętane.
-Grubo... - stwierdził zdezorientowany Niall, przyglądając się im.
- P-pomógłbyś, co? - poprosiła Sophie. Chłopak podał jej rękę i stanęła na nogi. Podobnie postąpił z pozostałą dwójką poszkodowanych.
Głośno westchnęły, stając na nogi Przeleciały wzrokiem po chłopcach. Stali z ustami zastygniętymi w delikatnym rozchyleniu i nie spuszczali z nich wzroku.
-Sądząc po ilości toreb, zakupy się udały, prawda? - spytał Harry, kiwając z dezaprobatą.
-Nigdy bym nie pomyślała, że można walczyć o bluzkę... - stwierdziła Kim, ignorując pytanie Loczka.
-Okeeeej... Żądam wyjaśnień, natychmiastowo... - oznajmił, krzyżując ręce na piersiach. -Kto i z kim się bił...
-Po pierwsze, nikt się nie bił.. - zaczęła. - Po prostu sprzątnęłam bluzkę tej dziewczynie sprzed nosa i na klatę przyjęłam stek wyzwisk od niej...
-Odwdzięczając się tym samym... - zachichotała Sophie.
-Po drugie, ona nie miałaby co do niej włożyć, bez urazy. - kontynuowała, nie przywiązując wagi do do tego co powiedziała jej przyjaciółka. -Na Kim będzie lepiej wyglądać. - zobrazowała im to, uwypuklając kobiece kształty Kim rękami. Po domu poniosła się fala śmiechów, a dziewczyna wytknęła Hope język.
-Zwłaszcza jak założę do nich za ciasne spodnie...
-Kochanie... - zaczęła, obejmując Kimberly ramieniem. -Zaufaj. Faceci to wzrokowce, a w spodniach o rozmiar mniejszych twoja pupcia będzie wyglądać jak milion dolców. - puściła jej perskie oczko, odkasłując. Opadła na fotel.
-Mam dość, a jeszcze tyle trzeba zrobić... - głośno westchnęła, rozmasowując skronie.
-Nie wyglądasz za dobrze... - stwierdziła Cindy, która pojawiła się w przedpokoju zupełnie znikąd, trzymając w rękach kartonowe pudło. -Jesteś blada.... Może lepiej będzie jeżeli odpoczniesz i tak nam bardzo pomogłaś...
-Nic mi nie jest... -urwała szybko temat. -Co tam masz? - spytała wskazując podbródkiem kartonowe pudło.
Cindy uśmiechnęła się delikatnie i postawiła przedmiot na ziemi, chwytając się pod boki. Stała tak dopóki Louis nie pokusił się, by zajrzeć. Uśmiechnął się szeroko nurkując we wnętrzu, po chwili wyciągnął z niego gruby album. Jak się wszyscy domyślali, był to album fotograficzny. Zdmuchnął z niego cienką warstwę kurzu, po czym przetarł ręką skórzaną oprawę tak, by odsłonić napis wygrawerowany na niej. Było to tylko i wyłącznie jedno słowo.
-Destiny... - przeczytał na głos, delikatnie się uśmiechając. Hope automatycznie wstała z fotela, ale nie na długo. Ponownie opadła na niego, tym razem nie tak swobodnie, jak uprzednio. W lekkim szoku otworzyła oczy i spojrzała na przedmiot trzymany przez Lou.
-Hope? Wszystko w porządku? - momentalnie u jej boku pojawiła się Sophie.  Dziewczyna odpowiedziała na pytanie gwałtownym ruchem głowy.
-Tylko kręci mi się w głowie...
-Kłamiesz. - wyszeptała Blondynka mrużąc oczy.
-Idź się połóż, odpocznij. Na prawdę nie wyglądasz za dobrze, posłuchaj. - poprosiła Cindy, sprawdzając wierzchem dłoni, czy nie ma temperatury.
-Nie. Jest tyle do zrobienia. Miał dzwonić kierownik hotelu... - powiedziała przeciągając słowa. Sophie przewróciła teatralnie oczami.
-Chcesz być ze mną w najważniejszym dniu mojego życia, czy nie? - spytał wprost Paul, doskonale znając odpowiedź. Hope nie odpowiedziała, machnęła ręką, posyłając wszystkich do diabła i zrezygnowana ruszyła w kierunku schodów.
      Nie mogła sobie znaleźć miejsca. Przekręcała się z boku na bok, wierciła i skopywała kołdrę gdy było jej za gorąco. Ostatecznie usiadła i bez celu gapiła się w okno.
-Kimkolwiek jesteś, odejdź. - oznajmiła, słysząc czyjeś kroki w pokoju. Nie spojrzała na drzwi, była zbyt zaabsorbowana wpatrywaniem się w jeden punkt.
-Nie mogę. Dostałem misję. Mam tutaj siedzieć dopóty, dopóki nie zjesz lekarstw. - powiedział Zayn, zamykając ostrożnie drzwi. Ona nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem. Mulat uśmiechnął się w duchu, widząc jak dziewczyna sztywnieje na sam dźwięk jego głosu. Nie wiedział dlaczego tak się dzieje. Być może się przestraszyła bądź nie spodziewała właśnie jego, ale wiedział, że to on był tego powodem. Choć nie rozumiał czemu, to mu dawało satysfakcję.
-No to sobie posiedzisz. Nie zamierzam faszerować się tym świństwem. Nic mi nie jest. Możesz im to przekazać... - wychrypiała, nadal gapiąc się w okno. Nie chciała się obejrzeć za siebie. Nie chciała widzieć go samego na tle drewnianych paneli ściennych jej pokoju. Byli sami w pomieszczeniu. Krępowało ją to i przerażało jednocześnie.
Chłopak odstawił na stolik nocny tacę z tabletkami, którymi okazały się głównie witaminy w postaci okrągłych pastylek i szklanka z wodą. Powoli, bez słowa zbliżył się do łóżka, pochylił się, podpierając się silnymi rękami o materac łóżka, na którym po turecku siedziała dziewczyna. Uśmiechną się pod nosem czując jej waniliowe perfumy. Oddech Hope drastycznie się zmienił. Momentalnie przyśpieszył. Zacisnęła mocno powieki, zdając sobie sprawę z tego, jak blisko jej twarzy znajduje się twarz Zayna. Czuła jego ciepły oddech na swojej szyi, lewym uchu i policzku. Myślała o tym, że gdyby się odwróciła, ich nosy stykałyby się ze sobą, a jej oczy niewątpliwie wpatrywałyby się w jego czekoladowe tęczówki i małe źrenice, pozwalające na delektowanie się samym jego spojrzeniem. Skarciła się w myślach, za tak głupią i wybujałą wyobraźnie, przypominając sobie po co tu przylazł i że to ktoś z dołu go tu przysłał.
-Jeżeli chcesz ze mną spędzać więcej czasu, po prostu to powiedz. - wyszeptał jej wprost do ucha, po czym zaśmiał się melodyjnie. Odsunęła się powoli, spojrzała mu prosto w oczy, onieśmielając go tym samym. Nie spodziewał się tego. Jego ciemne policzki zaróżowiły się delikatnie. Odchrząknął, ale nie przestał patrzeć w zielono-szare tęczówki Hope. Starał się wyczytać z nich jakiekolwiek emocje, lecz początkowo nie mógł niczego dostrzec. Miała zamglone oczy, co czyniło je jeszcze piękniejszymi. Sięgnęła po tabletki i jednym płynnym ruchem włożyła je do ust. Przerwała kontakt wzrokowy z Zaynem, popijając pastylki wodą. Przekręciła głowę na bok i odgarnęła opadające na jej czoło włosy.
-Zjadłam, szczęśliwy? Możesz już iść.
-Kto powiedział, że chcę iść? - uniósł brwi, przez co na jego czole pojawiła się malutka zmarszczka.
-W co Ty grasz, Malik? - wyprostowała się i odsunęła na jeszcze większą odległość. Uśmiechnął się delikatnie i wzruszył ramionami.
-W nic. Nie sądzisz, że powinniśmy pogadać? - spytał, wygodnie kładąc się na łóżku.
-Mamy o czym? Jeżeli tak, mów. Słucham. - chwyciła ogromną, różnokolorową poduszkę i położyła ją sobie na kolanach. Zaczęła bawić się jej rogiem, czekając aż chłopak się odezwie.
-Wiem, że jestem świnią. Nie powinienem był Cię wtedy obrażać... Myślałem, że po tamtej nocy... że nigdy więcej Cię nie zobaczę.
-Ja też... - wyszeptała.
-A Ty wróciłaś i to było jak bym dostał kopniaka w brzuch. Nie wiedziałem co zrobić. - podniósł się na łokciach i spojrzał na nią.
-Więc postanowiłeś mnie zwyzywać od rudych, fałszywych suk? -  spytała. - Z resztą, ja też nie byłam lepsza... Niall ma racje. Czemu po prostu nie pogadaliśmy?
-Chyba przez te wszystkie przeszkody... - wypuścił głośno powietrze, chcąc kontynuować swoja wypowiedź, ale nie zostało mu to dane. Drzwi pokoju się otworzyły i w progu stanął niezadowolony Conor. Zayn jak na komendę podniósł się gwałtownie z łóżka.
-To jest jedna z nich. - wyszeptał. -To ja nie będę przeszkadzać. - powiedział tym razem głośniej, ażeby usłyszał to zażenowany chłopak. Minął go bokiem, unosząc ręce w geście kapitulacji, co rozbawiło Hope. Conor cisnął w nią piorunem, a ona przyznała w myślach, nieobecnemu już Mulatowi rację.
                                                           ~*~
TA DA! ;)
Mamy już 16! ;o Man nadzieję, że rozdział Wam się podoba, bo ja nie mam do niego zastrzeżeń. :))

Zdaję sobię sprawę, że większość czytelników się wykruszyła i wiem... to moja wina. Cóż, przepraszam. Zawaliłam. Dziękuję tym, którzy wciąż o mnie pamiętają, zaglądają tu, czytają i komentują. Bez Was to nie miałoby sensu!

Jak myślicie, co będzie dalej? Piszcie Wsze przemyślenia, propozycje i zachcianki w komentarzach. Uwielbiam je czytać. ;*


Do następnego! ;)

czwartek, 29 listopada 2012

Liebster Award

Bardzo, ale to bardzo mi miło, ponieważ zostałam nominowana do Liebster Award przez .
Dziękuję! :)
Krótkie wyjaśnienie:
"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

No to zaczynamy. :)
Enjoy!
Pytania od
1. Jak masz na imię?
Natalia. xd
2. za co lubisz 1D?
Hmmm... Uwielbiam ich za to jacy są i kim są, bo uważam, że są dobrymi ludźmi i zasługują na wszystko co najlepsze. Kocham ich za to, jaką tworzą muzykę. Za to, że są takimi debilami i mimo, że od X Factor minęło trochę czasu nie uderzyła im woda sodowa do głowy i nie zmienili się aż tak bardzo. Spoważnieli, ale to nadal moi chłopcy ze schodów. Kocham ich za to, jak traktują fanów, bo w gruncie rzeczy nie są dla nas, aż tacy źli i złego słowa nie mogę powiedzieć na ich temat. Która gwiazda robi twitcam po powrocie z trasy mimo tego, że zasypia na stojąco i potrzebuje odpoczynku? :)
3. jakich artystów jeszcze lubisz?
Słucham tego co mi przypadnie do gustu, nie jestem wybredna i nie ograniczam się. Prócz Directioner jestem też Belieber i Mayniac.
4. od kiedy jesteś directionerką?
Grudzień 2011. :))
5. który z chłopców jest twoim ulubionym?
Nie nazwałabym go ulubionym, ale tym, do którego mam największą słabość. :) Jest nim mój Irish Boy, Niall. ;3
6. ulubiona piosenka?
Mam dwie. ;D One Direction - Forever Young i Justin Bieber - One Time
7. gdzie chciałabyś mieszkać?
Sama nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Chciałabym spróbować mieszkać za granicą. ;)
8. czemu piszesz bloga?
Mam bardzo wybujałą wyobraźnię i mnóstwo pomysłów. Pomyślałam, że może być to coś fajnego i może komuś się spodobać. ;)
9. twoje największe marzenie?
Chciałabym być szczęśliwa co wiąże się z tym, że chcę również poszaleć na koncercie chłopców w Polsce i spotkać wszystkie poznane osoby przez Twittera. :)
10. masz jakieś przezwisko?
Nie. Hahaha. Ostatnio niektórzy mówią na mnie zdrobniale. xd Chyba nie można tego podciągnąć pod ksywkę.
11. oglądasz brytyjski XFactor?? masz faworyta??
Oczywiście, że oglądam. Mam faworyta, są nimi Union J. Głosowałam również na District3, ale odpadli. - . - W ogóle myślę, że ten XF jest ustawiony, ale to inny temat...

Blogi, które nominuję to : 
1.http://braterstwo1d.blogspot.com
2.http://lying-naked-on-the-floor.blogspot.combiony
3.http://the-last-sign.blogspot.com
4.http://imagin1d.blogspot.com/
5.http://shestolehisheart.blogspot.com
6.http://ordinary-not-ordinary.blogspot.com
7.http://no-more-fears-no-more-crying.blogspot.com
8.http://1d-zakazanamilosc.blogspot.com
9.http://dotknij-mej-duszy.blogspot.com/
10.http://fallinloveinimagine.blogspot.com
11.http://love-story-1d-opowiadanie.blogspot.com

Kolejność jest zupełnie przypadkowa i nie ma znaczenia.  ;)
Pytania ode mnie to :
1. Skąd pomysł by pisać blog?
2.Masz jakieś miejsce, do którego udajesz się, gdy brak Ci weny, bądź jesteś w dołku?
3.Jak i w jaki sposób ''poznałaś'' One Direction?
4.Ulubiona książka? (Jeżeli takową masz. :) )
5.Masz jakieś fobie?
6.Wiążesz z pisaniem jakieś szersze plany ( np.: chciałabyś wydać książkę), czy jest to raczej Twoja odskocznia i coś dla umilenia czasu?
7.Przykro Ci z powodu rozstania Danielle i Liama?
8.Do którego z chłopców masz największą słabość i dlaczego?
9.Dążysz do spełnienia marzeń, wydaje Ci się to realne?
10.Która pora roku oddawałaby Twój charakter najlepiej, dlaczego?
11.Twoi ulubieni artyści? Należysz do innych fandomów, prócz Directioners?

No, to tyle. Jeszcze raz bardzo dziękuję!

Jeżeli ktoś jeszcze nie czytał to post niżej czeka na Was nowy rozdział. :) Zapraszam.

piątek, 23 listopada 2012

Rozdział 15

-I jak? Jak było? - uśmiechnął się Harry wpuszczając Kimberly do samochodu. Delikatnie uśmiechnęła się, wzruszając ramionami.
-Normalnie. Tak jak przed wczoraj, tydzień temu... A jak miałoby być?
-No nie wiem... Może jakiś przełom? Pasy...
-Odwykowa Nazistka Cię wzywała. Chce pogadać. - powiedziała ciszej, przewracając oczami. Harry zmarszczył brwi, obrzucając ja pytającym spojrzeniem.
-Przeskrobałaś coś?
-Ja? Nie! Nie wiem czego chce. Może się jej podobasz. - zaczęła się śmiać. -Wiesz, Ona ma tylko z 50 lat i zmarszczki nawet na nosie. Jest całkiem apetyczna... - wyznała nie przestając się śmiać. 
-Poczekaj, zaraz wrócę. - pokiwał z politowaniem, przyglądając się Kim. Zrobiła się całą czerwona i nie mogła złapać tchu, mimo to nie przestała się śmiać.
-No nie wiem czy tak zaraz.
Oparła się o siedzenie, licząc przechodnich, którzy mijali auto nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem. Nie przeszkadzało jej to. Każdy z nich wyglądał tak samo. Myślała o tym, że być może wśród nich jest ktoś, kto wpadł w jeszcze większe bagno niż ona i nie ma nikogo, kto mógłby mu pomóc. Nie ma kogoś takiego jak Harry, jak całe 1D. Zrobiło się jej głupio. Mogła sobie jedynie wyobrazić kogoś na jej miejscu. Prawdopodobnie skakałby ze szczęścia. Zastanawiało ją to, że tak na prawdę  przez ponad dwa tygodnie z resztą zespołu zamieniła łącznie tylko kilka prostych zdań. Nigdy z nimi nie rozmawiała dłużej niż kilka sekund. Mówiła ''dzień dobry'' bądź ''cześć'' i ''będę w pokoju'' z czego ostatnie i tak zwykle kierowała do Loczka. Nie wydawało jej się by kogokolwiek prócz niego obchodziła jej obecność. Może czas to zmienić?
Harry zapukał w szybę pasażera, pokazując by otworzyła samochód od środka i mógł wejść. Rozmawiał z kimś gorączkowo przez telefon, tłumacząc osobie po drugiej stronie gdzie się właściwi znajduje.
-Paul. Za godzinę mamy wywiad, zapomniałem. - podrapał się w głowę, intensywnie myśląc.
-W takim razie, co my tu jeszcze robimy?
-Musimy jeszcze skoczyć w takie jedno miejsce. - posłał jej uśmiech, a ona spojrzała na niego jak na kretyna.
-Jeżeli się spóźnisz, Paul Cię zabije, a reszta będzie miała przechlapane. - pokręciła głową z niedowierzaniem. -Nawet ja to rozumiem...
-Shhh, znam jego czuły punkt. Trzeba to wykorzystać.
      Okrągły, drewniany stół, przy którym z zdeterminowana miną siedział Paul wraz z Cindy, zastanawiając się co powiedzieć i jak dobrać słowa, sprawiał, że Hope czuła się jak gdyby cofnęła się w czasie o kilka lat i słuchała pierwszego, nieudolnego wykładu wujka na temat wagarów. Miała ochotę zacząć się śmiać.
-Jesteś pierwszą osobą, której to powiemy i chcielibyśmy znać Twoje zdanie na ten temat... - oznajmiła Cindy, zwracając się do Hope.
-Słucham. - uśmiechnęła się, próbując rozładować napięcie.
-Okej... Postanowiłem, to znaczy... uh.. Ja.. My postanowiliśmy. To znaczy ja i Cindy...
-Powiedz to, po prostu to powiedz. - przerwała wujkowi.
-Pobieramy się. - powiedział szybko, zamykając oczy.
-Wy co... ? - spytała nie dowierzając w to, co usłyszała. Paul delikatnie otworzył jedno oko, a po chwili drugie. 
-Długo nad tym myśleliśmy... Jeżeli masz coś przeciwko to.. - Hope zaczęła się gorączkowo śmiać, wprawiając tym samym Cindy w osłupienie.
-Serio? - nie przestawała. - Wy.. Wy serio myśleliście, że będę się wściekać? -spytała pomiędzy salwami śmiechu. -Myśleliście, że będę Wam zabraniać? Powinnam się teraz obrazić. Czy ja jestem a ż tak straszna? - skrzyżowała ręce na piersiach, opierając się o blat. Paul przytulił ją najmocniej jak potrafił, aż wydała z siebie pisk. Liczył się z jej zdaniem i był pewien, że nie będzie miała nic przeciwko, ale wolał się upewnić. Nigdy nic nie wiadomo.
-I będę mogła pomóc Ci wybrać sukienkę? - spytała, a jej głos drżał z podniecenia.
-Oczywiście, ale ty jako drużka też będziesz musiała...
-Zaraz, zaraz... będę drużką?! - pisnęła.
-Tak. Jeżeli chcesz. - Cindy nie kryła rozbawienia. Hope wyglądała jak małe dziecko. Podskakiwała i uśmiechała się nienaturalnie szeroko.
-Muszę powiedzieć Sophie, ale będzie miała minę... - szczerzyła się, zakładając kurtkę. Nie słuchała tego, co miał do powiedzenia jej wujek. Myślami była już przy przyjaciółce, chwaląc się z tego, co usłyszała.
-Ej, ale wpadniesz jutro? Musisz Nam pomóc w kilku rzeczach... - spytał, ale ona nie odpowiedziała, zasalutowała mu z uśmiechem, biegnąć w kierunku auta.
-Nie spodziewałam się, że ucieszy się aż tak bardo. - wyszeptała Cindy, wtulając się swojego przyszłego męża.
-Jest wyjątkowa. Dziwna, ale wyjątkowa. - uśmiechną się sam do siebie, machając Hope na pożegnanie.
      Kim krzątała się po kuchni w poszukiwaniu jakichkolwiek produktów, z których mogłaby przygotować kolację. Nie miała jednak szczęścia i wystarczających umiejętności by wyczarować coś z niczego w dodatku dla sześciu osób. Postanowiła, że dziś zje razem z resztą, a co więcej to ona coś ugotuje. Lodówka świeciła pustkami, więc czekało ją tylko jedno - zakupy. Miała szczęście najbliższy supermarket znajdował się w pobliżu domu, więc spokojnie mogła się przejść.
Spacer dobrze jej zrobił, ostatnio rzadko wychodziła, a w szczególności sama. Harry pilnował ją, ale ona nie miała mu tego za złe. Wiedziała, że sobie na to zasłużyła i jeśli nie będzie robić problemów z czasem ustąpi. Miała szczęście, że w porę zaczęła terapię, a dodatkowym plusem było to, że przyznawała się do nałogu, nie musiano jej tego uświadamiać. To był wielki plus.Zyskiwała na czasie.
Zatrzasnęła bramkę i serce podeszło jej do gardła. Na werandzie stała dziewczyna i uśmiechała się do niej szeroko. Miała w głowie najgorsze scenariusze i w ogóle nie rozumiała ich powodów.
-Cześć! - krzyknęła i momentalnie znalazła się przy Kim. - Pomogę Ci. - zaoferowała się, zabierając jej jedna torbę. -Jestem Hope. - podała jej wolną rękę.
-K-Kim. - uścisnęła zszokowana kruchą dłoń dziewczyny.
-Idealnej Piątki nie ma? Sophie mi mówiła, że Harry był i mnie szukał...
-Aaaaaaaaaa... To Ty jesteś tym czułym punktem Paula. - powiedziała bardziej do siebie niż do Hope, a ona nie przejęła się tym co powiedziała Kim i nie drążyła tematu. Teraz wiedziała skąd Brunetka się tu wzięła. -Chłopaków nie ma, ale możesz poczekać na nich. Nie wiem kiedy wrócą, więc to może trochę potrwać, ale będzie mi miło. - powiedziała, wyciągając klucze do domu.
-Nie, chyba spasuję. Dziękuję za zaproszenie, ale znając fanów szybko ich nie wypuszczą. - zaśmiała się. -Do zobaczenia. - pomachała jej, uśmiechając się szeroko.
-Do zobaczenia. - odpowiedziała tym samym, a po chwili zniknęła za drzwiami.
      Głośne śmiechy i dziwne dźwięki obwieściły powrót chłopców. Kim stresowała się z każdą chwilą coraz bardziej. Nie miała odwagi wyjść z kuchni i nie musiała tego robić, ponieważ Niall uprzedził ją i sam wpadł do kuchni, wyręczając ją.
-Cześć! - powiedziała wesoło. Sama się zdziwiła, że jej głos brzmiał naturalnie i wesoło.
-Hej. - chłopak uśmiechnął się szerzej, zaglądając do garnków. -Sama to zrobiłaś?
-Ja... to znaczy, tak, sama. A co? Nie smakuje Ci? - spytała.
-Chłopaki! Kim zrobiła kolację! Do kuchni! T e r a z ! - wrzasnął na całe gardło. Po chwili do kuchni wpadło całe One Direction, a Kim oblała się rumieńcem.
-Pomyślałam, że moglibyśmy zacząć od początku. Chyba za pierwszym razem nie wyszło nam to za dobrze... To trochę z mojej winy. Wiem, że spadłam z księżyca i nie wiecie o mnie totalnie nic, prócz tego, że Harry mnie przygarnął i tak dalej... Jestem Wam cholernie wdzięczna za wszystko, bo wiem, że równocześnie moglibyście kazać mi się wynosić, ale nie zrobiliście tego i ... Dziękuję. Na prawdę dziękuję. - powiedziała na wdechu, a Harry uśmiechnął się do niej szeroko, co ją podbudowało. -To jak będzie?
-Oo! Chodź tu! - krzyknął ponownie Niall, ale tym razem ciszej, przytulając mocno Kim. -Wybaczam Ci wszystko, co tam chcesz, tylko zacznijmy już jeść, bo to pachnie fantastycznie... - wyznał, a wszyscy wybuchli śmiechem.
                                                            
                                                                    ~*~
Wróciłam. : ) Pamięta ktoś z Was historię Hope, czy już zapomnieliście? Mam nadzieję, że nie.
Nie było mnie tu.. troszkę długo. Za długo. ;< Mam usprawiedliwienie. Miałam brak weny i chodź wiedziałam co chcę napisać, nie umiałam sklecić żadnego zdania... Pisałam też testy i to na nich musiałam się skupić bardziej niż na czymkolwiek.

Bardzo jest mi miło czytać wszystkie te miłe komentarze. To mnie na prawdę motywowało i jak widać zmotywowało. :) Mam nadzieję, że i teraz się nie poddacie i dalej będziecie tak pięknie komentować. Dziękuję!
Bardzo przepraszam jeżeli nie było mnie u kogoś. Mogłam nie zauważyć, starałam się odwiedzać każdy blog i robić co do mnie należy. ;)


Mam do Was wielką prośbę:
Każdy kto chciałby być informowanym o nowych notkach na Twitterze, niech zostawi swój nick w komentarzu, niezależnie od tego czy go j u ż informuję czy n i e. Nie chcę spamować komuś kto np. przestał czytać, czy coś takiego. ;) Możecie to dla mnie zrobić?
Kontakt ze mną:
Twitter: @HotStuffNiall
Ask.fm : http://ask.fm/HotStuffNiall
Piszcie i pytajcie śmiało, nie gryzę. :)

Do następnego! ;*

środa, 17 października 2012

Rozdział 14

      Kimberly wbijała wzrok w jeden punkt, zastanawiając się co może ją spotkać po wejściu do domu One Direction. Nie wiedziała czego się spodziewać... Akceptacji? Mogła na nią liczyć? Zrozumienia? A może wręcz przeciwnie... Obawiała się tego, że będą na nią patrzeć z litością. Nienawidziła tego, a często się z tym spotykała. Nie znała ich. Twierdziła, że byli z dwóch różnych światów, zupełnie odmiennych. Ona - pełna problemów, normalna, niczym nie wyróżniająca się nastolatka. Oni - poukładani, rozpoznawalni, idealni. Nie mogli tak po prostu zabrać do domu pierwszej lepszej przybłędy i się nią opiekować. Tyle, że dla Harrego Kim nie była przybłędą.
-Spokojnie. - uśmiechnął się do niej pokrzepiająco, widząc jak się denerwuje. -Wszystko będzie w porządku. Zobaczysz. - zatrzymał samochód, a ona natychmiast odwróciła się w jego stronę. Nie było go na miejscu kierowcy.

-Obiecujesz? - spytała, kiedy otworzył jej drzwi.
-Obiecuję. Na paluszek. - uradowany złączył ich małe palce prawych rąk.
      Wnętrze domu wydawało się jej być zupełnie obce, inne i nieznane, takie było. Pełne przepychu, nowoczesne, inne niż to, do którego była przyzwyczajona. Dom tętnił życiem. Z salonu dochodziły krzyki Liama i Louisa grających na Play Station, w kuchni Niall śpiewał operowym głosem. Słysząc to, Harry przewrócił teatralnie oczami.
-Musisz się przyzwyczaić. - zaśmiał się, a ona przytaknęła.
-Do cze... Hej! - wydarł się z kuchni Blondyn, lustrując Kimberly wzrokiem. Chwilę później stał przed nią, szczerząc się. - To ty jesteś Kim? Dużo o Tobie słyszałem. Cieszę się, że mogę Cię poznać osobiście. Jestem Niall, a tak w ogóle...
-Niall! - warknął Harry, przerywając potok słów wylewających się z jego ust. Obserwowała rumieniącego chłopaka.

-Przepraszam... - wydukał, a ona nie odpowiedziała. Nie wiedziała za co ją przepraszał,nic takiego nie zrobił. Wpędził ją w zakłopotanie, nic poza tym. Zanim się obejrzała wyrosła przed nią jeszcze dwójka domowników. Zareagowali inaczej niż ich poprzednik. Uważnie dobierali słowa, mało mówili, za co w głębi duszy była im wdzięczna. Wdzięczna za to, że nie zadawali pytań.
-Gdzie Zayn? - Harry zauważył, że go nie ma.
-Myślisz, że powie dokąd się wybiera? - uniósł brwi Liam, on jedynie wzruszył ramionami.
-Chodź... - pociągnął delikatnie Kim za łokieć. 

      Prowadził ją na piętro - do jej nowego pokoju. Szła patrząc jedynie na nogi jej przewodnika. Stawiał duże kroki. Zatrzymał się przed białymi drzwiami, takimi jak każde inne w całym domu. Otworzył je i gestem zaprosił dziewczynę do środka. 
-Masz pokój blisko mojego, wiesz w razie jakbyś miała koszmary. - puścił jej oczko, szczerząc się.
-Dziękuję, Harry. - usiadła na łóżku uważnie przyglądając się wnętrzu jej pokoju. Był o wiele większy niż ten, który zamieszkiwała w swoim domu.
-Nie ma za co. Prześpij się, a jeżeli będziesz czegoś chciała to krzycz, albo po prostu zejdź do nas, ok? - przytaknęła, więc kontynuował. -Jutro masz pierwszą terapię, odwiozę Cię i przywiozę.
-Już jutro? Tak szybko?
-Mhm. Im szybciej zaczniesz, tym szybciej skończysz. Jakby co, jestem na dole. - zamkną za sobą drzwi, zostawiając ją samą. Bała się jutra, tego, że nie da rady i zawiedzie Harrego. Była mu wdzięczna za wszystko co dla niej zrobił. Nie chciała go zawieść, ale wiedziała co ją czeka. Będzie musiała się otworzyć, ponownie. 
      Sophie siedziała na skraju łóżka Hope, zastanawiając się czy ją obudzić. Bredziła przez sen, łkając. Zaczęła ją łaskotać w stopy, śmiejąc się w najlepsze z jej nagłych, gwałtownych ruchów.
-Przestań. - warknęła, podnosząc się na łokciach. Blondynka odskoczyła jak oparzona.
-Mówiłaś i płakałaś przez sen.
-Znów mi się śnili. - westchnęła, a Sophie przybrała minę słuchacza.
-Co tym razem? Znów skakali z klifu, a ty miałaś wybierać, który przeżyje? - uniosła brwi.
-Gorzej. Śniło mi się, że zadzwonił do mnie Conor. Byłam pewna, że chce ze mną zerwać. Podał mi adres, pod który miałam przyjechać, a kiedy dotarłam, czekał na mnie. - usiadła na łóżku, opierając się o ścianę. -Wręczył mi kwiaty i zabrał w miejsce, o którego istnieniu nie miałam pojęcia. Wokół było mnóstwo świeczek, które idealnie oświetlały wszystko  żółtym światłem, bijącym od nich. Popłakałam się ze szczęścia.
-Do sedna. - przewała jej, niecierpliwiąc się. Hope zmierzyła ją zabójczym spojrzeniem i kontynuowała:
-Byłam szczęśliwa, tak mi się wydaje... Wyznał mi miłość, a ja nie wiedziałam co zrobić. Gapiłam się na niego i czekałam na kolejny ruch. Modliłam się by nie pytał mnie o nic, nie umiałam sklecić żadnego sensownego zdania... Pocałował mnie. Kiedy otworzyłam oczy nie było ze mną Conora. Zamiast patrzeć w niebieskie jako ocean oczy, patrzyłam w czekoladowe. Zamiast niego był... Zayn. Moje serce zrobiło koziołka, nie mogłam przestać się uśmiechać. Chciałam zapytać co on tu robi, ale nie dawał mi dojść do słowa. Patrzył na mnie tak... inaczej. Inaczej niż wszyscy.
-I? Co dalej?
-Nic. Obudziłaś mnie. - wzruszyła ramionami. -To było dziwne...
-Cholera. Mogłam cię nie budzić... Swoją drogą wczoraj myślałam, że to przypadek, że najadłaś się na noc, ale dwa dni z rzędu? Podobno sny to nasze skryte pragnienia... Tak mówią.
-To się raczej nie sprawdza, nie chcę by Conor wyznawał mi miłość...  - powiedziała, przyglądając się Sophie. Nie była zdziwiona ani zaskoczona. Spodziewała się tego.
-Może powinnaś zastanowić się nad tym co robisz? Z dnia na dzień angażujecie się coraz bardziej. On na pewno. Możesz swoim zachowaniem ranić nie tylko siebie, ale też osoby trzecie. Pomyśl o tym, że im dłużej to trwa, tym trudniej będzie Ci z tego wyjść.. Poza tym oszukujesz Conora. Po co z nim jesteś skoro nic do niego nie czujesz?
-Tego nie powiedziałam... - opadła na łóżko, zakrywając twarz poduszką. - Śnią mi się głupoty, bo za dużo myślę. - powiedziała głosem tłumionym przez poduszkę.
-O czym?
-Conor spytał, co bym zrobiła gdyby... no, gdyby Zayn nie był z Kate. Dlaczego o to spytał? dlaczego połowa naszych tematów to właśnie Zayn? Dlaczego on jest wszędzie?
-Pytasz o to mnie? Może po prostu to Ty jesteś przewrażliwiona... - uniosła brwi. -Chciałabym Ci pomóc, ale nie umiem. Nie jesteś ze mną szczera. Co więcej, nie jesteś szczera sama ze SOBĄ. Spróbuj to przemyśleć.
-Nienawidzę gdy rozmawiasz ze mną w ten sposób. Nienawidzę gdy masz rację. - rzuciła w Sophie poduszką, gdy wychodziła z pokoju. Ona jedynie pokiwała głową z dezaprobatą i wyszła.

                                                             ~*~

Dzisiaj krótko, bo nauka wzywa... ;<

Znów opóźnienie. Wszystko przez szkołę i zajęcia dodatkowe, niestety, to one są teraz najważniejsze.
Rozdział krótki, ale to chyba dlatego, że poprzednie były bardzo długie. xd

Popisaliście się! Pobiliście 11 komentarzy i to
grubo! Dziękuję! ♥ Jesteście niesamowici i oby tak dalej! Mam nadzieję, że teraz też tak będzie, a może nawet lepiej! :) Nie zawiedziecie mnie, prawda? Liczę na was! xx

Mam teraz dosyć trudny okres, rzadko bywam na komputerze, dlatego nie wiem kiedy następny. ;<

Do następnego! ;*


wtorek, 9 października 2012

Rozdział 13

      Śledziła z uwagą każdy nerwowy ruch Conora, wylewając przy tym morze słów. Przechadzał się po pomieszczeniu, w którym znajdowali się tylko oni. Nie ukrywał zdenerwowania, z resztą Hope również tego nie robiła. Kłócili się od dłuższej chwili, a że byli sami nikt im nie przeszkadzał, nie wtrącał się.
-Dlaczego mi tego po prostu nie powiedziałaś?!  – rzucił jej zimne spojrzenie. - Uniknęlibyśmy tym samym większości niedomówień.
-Nie mogłam. Obiecałam, że nie powiem. Gdyby prasa się o tym dowiedziała to byłby koniec. – powiedziała takim tonem, jak gdyby to było oczywiste.
-Nie ufasz mi?
-Po prostu dotrzymuje obietnic! – zbulwersowała się. -Nienawidzę gdy ktoś próbuje mnie kontrolować... Nie rób tego. Ja nie wypytuję Cię o to co z kim i kiedy robisz. To raczej Ty mi nie ufasz.
-Może i masz racje, ale nie widzę w tym nic dziwnego.. Przecież widzę jak On na Ciebie patrzy, a ty spędzasz tam większość czasu.
-Kto znowu? – westchnęła głośno, trochę zbyt głośno.
-Zayn. On jest wszędzie tam gdzie Ty. Nie zauważyłaś? – przewrócił oczami.
-Nie. Wiesz czemu? Nie zwracam na niego uwagi, niech sobie patrzy. On ma dziewczynę... – skrzywiła się na samą myśl o Kate.
-A gdyby nie miał? – uniósł brwi
-Myślę, że ta kłótnia nie ma sensu. Przepraszam za wczoraj. Nie gniewasz się już? – uśmiechnęła się, on zrobił to samo. - Biorę to za ''nie'' – wtuliła się w Conora, prowokując tym samym koniec kłótni.
      Z ogromną uwagą i skupieniem przyglądał się każdej wychodzącej z budynku osobie w poszukiwaniu Kimberly. Nie miał pewności co do tego gdzie ona się znajduje, mogła być dosłownie wszędzie. Każdą wychodzącą dziewczynę śledził wzrokiem. Niektóre z nich obracały się, czując jego spojrzenie przeszywające je na wskroś, inne nie przejmowały się tym, lub po prostu tego nie czuły. Kiedy po kilkudziesięciu minutach z budynku opuszczonej kamienicy nie wyszedł nikt prócz konserwatora, zostało mu tylko jedno wyjście. musiał pojechać w miejsce, którego obawiał się najbardziej.
      Piętrowy domek na obrzeżach miasta nie sprawiał żadnego wrażenie. Był po prostu kolejnym domem  wśród innych, podobnych do siebie. nie było w nim nic niezwykłego, czy choćby nawet przyciągającego uwagę. Stare rabatki zarosły trawą, a bluszcz pokrył balustrady balkonu. Małe podwórko, na którym z ulicy dostrzec można było niewiele, z powodu krzewów posadzonych przy drewnianym, zniszczonym płocie.
      Przyglądał się drzwiom domu, szukając kołatki, dzwonka lub czegokolwiek czym mógłby wydać dźwięk oznajmujący przybycie gościa. Nie znalazł. Zapukał kilkakrotnie, ale nie zyskał żadnej odpowiedz. Powtórzył czynność z podwojoną siłą, myśląc, że mogła nie usłyszeć za pierwszym razem, a drzwi same się otworzyły pod wpływem uderzenia. Delikatnie kopnął je, tak by mógł zobaczyć wnętrze domu. Poznał je. Był tu kilkanaście miesięcy temu, kiedy jeszcze wszystko było  w porządku, a rodzina, którą tworzyli mieszkańcy domu wydawała się być szczęśliwa. Różnicą były porozrzucane ciuchy, butelki i puszki po alkoholu oraz specyficzny zapach, jeżeli to czym zaciągał się w tym momencie Harry można było nazwać zapachem...
      Wślizgnął się do mieszkania, napotykając na swojej drodze puszki po piwie, towarzyszył mu przy tym charakterystyczny dźwięk ich zgniatania.
-Jest tu ktoś? – zawołał przesuwając kolejne „przeszkody” –Jest tu ktoś?! – krzyknął ponownie, ale znów nie dostał żadnej odpowiedzi. Obrócił się gwałtownie słysząc tłuczone szkło. Spojrzał pod nogi. To nie był on, a dźwięk nie niósł się z pomieszczenia, w którym się znajdował. Rozejrzał się dookoła. Głośne syknięcie przerwało mu podziwianie porozwalanych rzeczy.  Teraz już był pewien, że mu się nie wydawało.
-Kimberly? To ty? Gdzie jesteś? – biegał od pokoju do pokoju.  -Kim, do cholery! Wiem, że tu jesteś…  – wbiegł  na piętro. Po różnego rodzaju nalepkach na drzwiach z zakazami wchodzenia, których nie miał czasu czytać, rozpoznał, że to pokój dziewczyny. Nacisnął klamkę. Nawet nie drgnęły. Szarpnął mocniej. Zamknięte.
- Otwórz! – wrzasnął tak głośno, że aż sam siebie się przestraszył.
-Kto tam? – usłyszał cieniutki, ledwo słyszalny głos dziewczyny i odetchnął. Teraz miał pewność, że to właśnie ona, i nie natknie się na jej patologicznego ojca, który za nim nie przepadał. Z resztą z wzajemnością.
-To ja, Harry. – tym razem jego głos był łagodny i ciepły. W szybie drzwi widział rozmazaną postać dziewczyny, która zmierzał w jego kierunku, a po chwili wyłoniła się zza nich. Była ładna, ale bardzo zaniedbana. Krótkie, ciemnobrązowe włosy sięgały niewiele za ramiona. Wzdrygnął się widząc jej spuchnięte, jak się domyślał od płaczu oczy , pod którymi miała wory i powoli gojącego się siniaka. Na jej twarzy malowało się zmęczenie, a posiniaczone, chude ręce bezwładne opadały na szarą, powyciąganą bluzę dresową, w kieszeni której ukryła swoje dłonie. Spojrzał na nią ze współczuciem, przytulając ją. Zareagowała jak poparzona.
-Pokaż… - wyciągnął jej obandażowany nadgarstek.  -Co ci się stało? – szepnął z troską, odwijając brudny materiał. -Jesteś nienormalna? Nie boli Cię to? – skrzywił się widząc jej poturbowany nadgarstek.
-Boli. Ojciec mi to zostawił na pożegnanie. – zaśmiała się głucho.  -To i siniaka pod okiem. – dodała po czym wypuściła głośno powietrze.
-Zabiorę Cię do lekarza. Może wdać się zakażenie. Przebieraj się. – rozkazał, a ona obrzuciła go spojrzeniem przepełnionym kpiną. Dopiero po chwili dotarło do niego co kazał jej zrobić. Pociągnęła go delikatnie do pokoju i zamknęła za nimi drzwi na klucz.
-Drzwi do pokoju zamykasz, a dom? – zauważył.
-Były otwarte? Pewnie ojciec nie zamknął… Masz to o co Cię prosiłam? – usiadła na łóżku podciągając swoje patykowate nogi  pod brodę.
-Serio? To Cię teraz obchodzi? – prychnął.
-A co mnie ma obchodzić? Jestem narkomanką żyjącą tylko dlatego, że ktoś u góry nie chce pozwolić mi dołączyć do mamy. – powiedziała spokojnie, ale Harry przejął się jej słowami. Dała mu do zrozumienia,  że próbowała ze sobą skończyć. Sama myśl o tym, że mógłby ją zastać nie żywą, przerażała go. -Wybacz. To co u Harrego Stylesa z One Direction?
-Od kiedy jestem dla ciebie Harrym z One Direction? – odpowiedział pytaniem na pytanie, wprawiając ją w zakłopotanie. Nie wyczuł sarkazmu w jej słowach. Może dlatego, że podchodził do wszystkiego o wiele poważniej niż ona? Odnosił wrażenie, że w przeciwieństwie do niego, ona nie martwi się o swój los. Po prostu żyje dalej. Mimo tego miała takie same uczucia jak każdy inny w jej wieku, jak on, jak my wszyscy. Potrzebowała rozmowy, bliskości drugiego człowieka, jego ciepła, tego by mogła dla kogoś rano wstać, nie bojąc się, że spotka się ze swoim oprawcą – ojcem. Zeszła na złą drogę, nie umiejąc poradzić sobie z problemami, ale to nie znaczyło, że jej uczucia się zatarły.
-Przepraszam. – wyszeptała, zataczając kręgi placem na kolanie.
-Nie przepraszaj. Traktuj mnie jak dawniej.  Jestem wciąż tym samym Harrym co dawniej. – uśmiechnął się delikatnie.
-Wiem. Jesteś moim kobieciarzem. Zawsze wolałeś starsze. – parsknęła.
-Pozwolisz sobie pomóc? – usiadł obok niej, zmieniając temat. To nie był odpowiedni czas i miejsce na wspomnienia z dzieciństwa.
-Mi się nie da pomóc. Jestem niczym. Zerem bez przyszłości. Lepiej będzie dla wszystkich jeżeli umrę tu samotnie, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
-Pójdziesz na odwyk. Wyjdziesz z tego… - złapał ją za dłoń.  –Pamiętasz jak blisko byłaś by wyzdrowieć? Teraz się uda. – dodawał jej otuchy.
-Harry.. –zaczęła, ale nie pozwolił jej skończyć.
-Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy. Zamieszkasz ze mną i chłopakami, będziesz chodzić na odwyk. Będę Cię wspierać. – przerwała mu monolog, mocno go przytulając.
-To cholernie miłe, ale nie zamierzam ładować się z buciorami do waszego idealnego życia.
-Wcale nie jest idealne. Ludzie wiedzą o Nas tyle, na ile im pozwalamy. – uwolnił się z uścisku dziewczyny.
-tak, oczywiście. Oni wiedzą nawet kiedy idziesz zrobić siku. - przewróciła oczami. – chcesz mi pomóc? Daj mi ten pieprzony proszek, który zabierze mnie tam gdzie będę chciała…
-Zapomnij. Jedź ze mną, pomogę Ci. – powiedział błagalnym tonem. – Nie chcesz uciec od ojca, od złych wspomnień, od tego wszystkiego? Nie chcesz odpocząć?
-Nie  zamierzam patrzeć na litujące się nade mną twarze twoich przyjaciół. Co to, to nie. – zaprzeczyła ruchem głowy.
-Mają własne problemy… Sądzę, że w rozwiązaniu niektórych możesz im pomóc, i to bardzo. – Kim uniosła brwi, posyłając mu pytające spojrzenie.  -Jest u nas taki jeden kochaś. – zaśmiał się. – na razie nawala na każdym kroku, ale to za sprawą tego, że oboje mają charakterek.
-Mimo wszystko myślę, że nie ucieszą się z nowej lokatorki. Nie wiem czy umiała będę im pomóc.
-Oni są otwarci. – otworzył jej szafę, z której wyciągnął torbę podróżną i wrzucał do niej jej wszystkie rzeczy. Kimberly westchnęła pomagając mu. Nie wiedziała na co się pisze i bała się swojej decyzji. Ale w każdym momencie może tu wrócić.
                                                                  ~*~
Mamy 13 rozdział. Dodany z opóźnieniem, ale jest. Gdyby nie to, że nie mam u siebie internetu, pojawiłby się znacznie szybciej...

Wiem, że nie przepadacie za Conorem, to dlatego. że nie postrzegacie go w taki sposób w jaki ja to robię... xd Na wasze nieszczęście musicie się z nim pomęczyć. Wiem, że chciałybyście, a przynajmniej większość z Was epizody z Hope i Zaynem, ale wszystko w swoim czasie. :  ) Bądźcie cierpliwe.
Co do nowej postaci jaką jest Kimberly.. Pojawiła się nie bez powodu i mam nadzieję, że ją zaakceptujecie i polubicie, bo nie jest takla zła jak się wydaje. :) ( jej zdjęcie dodam gdy będę na swoim komputerze.) 

Dziękuję za komentarze! Liczę na więcej. ;* Może spróbujecie pobić stałą jedenastkę komentarzy? ( nie wliczam moich odpowiedzi. :)) ) Spróbujcie! Byłabym w niebo wzięta! To na prawdę cholernie dużo dla mnie znaczy, a każdy komentarz jest czytany. ;*

Z pytaniami odnośnie opowiadania zapraszam na ask.fm :) http://ask.fm/HotStuffNiall Możecie pytać anonimowo o dosłownie wszystko! :)

Staram się jak najlepiej i najszybciej odwiedzać i komentować Wasze blogi, teraz mi trudniej, ale to chwilowe. Tak więc, jeżeli czyjegoś bloga jeszcze nie czytałam, a chciałabyś żebym to zrobiła to zostaw adres w komentarzu, na pewno zajrzę. Ale nie chcę spamu, bo ja się angażuje, a ktoś skomentuje bym się odwdzięczyła. Co to, to nie. Tego nie lubię. ;//

Liczę na Wasze sugestie i pomysły co do dalszej fabuły w komentarzach. Może akurat traficie? A może mnie natchniecie? ;*

Do następnego! :)

niedziela, 30 września 2012

Rozdział 12

      Mulat przechadzał się po pokoju Harrego, już od dobrej godziny, opowiadając mu jego własną przygodę z narkotykami. Chłopak słuchał go zafascynowany, z grymasem na twarzy i przerażeniem w oczach. Wiedział, że bez powodu mu tego nie opowiada, nie wiedział jednak, że on wie więcej niż myśli.
-Po co mi to mówisz? - spytał, starając się być jak najbardziej naturalnym, ale jego głos drżał.
-Powiem bez owijania w bawełnę. Wiem, że bierzesz. - powiedział Mulat na wdechu, przyglądając się mu. Uderzyła go fala gorąca i w mgnieniu oka stał się cały czerwony.
-Coś Ci się chyba pomyliło... - przełknął ślinę, podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Harry, nie kłam. Doskonale wiesz o co mi chodzi. Po co to robisz? - spojrzał na niego z troską, kładąc mu rękę na ramieniu.
-Zostaw mnie! - Zayn nie krył zdziwienia. - Nie będę o tym gadał, nie ma o czym. Nie wiem kto Ci takich bzdur nawtykał. Odpuść sobie. Mało masz swoich problemów? - ruszył w kierunku drzwi.
-Po co kłamiesz? Przyjaźnimy się. Chcemy Ci pomóc, pozwól Nam. - starał się go zatrzymać.
-Nie potrzebuje Waszej pomocy! Zrozumcie to w końcu! Czy to takie trudne?! Nie będę z nikim, o niczym rozmawiał. - wyszedł trzaskając drzwiami, zostawiając sfrustrowanego Mulata samego. Nie tego się spodziewał. Może to właśnie przez to, że zaplanował sobie tą rozmowę tak go rozczarowała... Sądził, że powie mu dlaczego kupował narkotyki, jaki ma problem i razem spróbują go rozwiązać. Przeliczył się.
      Hope ciągnęła Conora za rękę z zawiązaną, czarną chustką na oczach. Śmiali się z samych siebie. Na jego miejscu powinna być ona. Niosąc w ręce wielki koszyk, potykała się  pomiędzy salwami śmiechu, o różnego rodzaju patyki i kamienie, lezące na drodze, po której stąpali.
-Daleko jeszcze? Zabijesz Nas. - zaśmiał się.
-Już niedaleko... - rozglądała się dookoła w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca. -Jeszcze kawałek.
-Czy to koń? - spytał, gdy rozległo się rżenie.
-Może. - zachichotała, patrząc na zdezorientowaną minę chłopaka. -Dobra, koniec. - zatrzymała się, po czym odwiązała mu chustkę. Przymrużył oczy, chroniąc je przed oślepiającym go światłem.
-Niespodzianka! - krzyknęła obracając się w okół własnej osi.
-Co My tu robimy? - zdziwił się, widząc stadninę koni.
-Piknik. - wskazała na koszyk, który jeszcze chwile temu miała w ręku, teraz stał obok kocyka. Wyszczerzyła się i usiadła, po czym chłopak zrobił to samo. Rozmawiali co chwilę wybuchając śmiechem, który niósł się echem po pobliskim lesie.
-Idziemy się ścigać? - uniosła brwi.
-Ścigać? Nie za dobrze biegam... - położył się, spoglądając na nią.
-Nikt ci nie każe tego robić... - wstała i podała mu rękę. Kiedy ten nie zareagował, zaczęła biec.
-Poczekaj! - zerwał się z miejsca i zaczął ją gonić. Długo to nie potrwało. Zatrzymała się pod swoim celem. Po chwili pojawił się za nią Conor. Przerzucał wzrok z Hope, na stadninę koni. Nie zeszło długo, a znów był ciągnięty.
-Zwariowałaś? Nie wsiądę na konia. - oznajmił, gdy ta zakładała siodła.
-Wsiądziesz, wsiądziesz. Ja musiałam śpiewać, Ty musisz się przejechać. Spokojnie, pojadę z Tobą. - poklepała go po ramieniu. Pomogła mu wsiąść w miedzy czasie zapewniając, że nic im się nie stanie. Cieszyła się, że znów jeździ konno. Odkąd przyjechała do Londynu nie miała okazji tego robić. Tęskniła jednak za swoim koniem. Był dla niej wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju. Pozwalał jej wyżywać się jeżdżąc całymi dniami, gdy tego potrzebowała. Kochała go do takiego stopnia, że niektórzy uważali ją za nienormalną. Nie przejmowała się tym.
-Hope, telefon! - krzyknął Conor.
-Odbierz. - odpowiedziała bez namysłu, bawiąc się z koniem. Chwilę później przyszedł do niej ze skwaszoną miną. - Kto to? - wypowiedziała bezgłośnie. Nie odpowiedział, oddał jej telefon, obserwując jak oczy dziewczyny robią się coraz większe.
-Muszę jechać do chłopców. - wypowiedziała niemal szeptem.
-Wiedziałem. - westchnął.
-Zayn dzwonił. Musze im pomóc, obiecałam im. Nie moge ich teraz olać, jestem im potrzebna...
-Idź. - odpowiedział szybko, patrząc w dal.
-Przepraszam... Idziesz ze mną?
-Nie, posiedzę tutaj jeszcze. - chwyciła torebkę i zaczęła biec w kierunku samochodu. Nie zastawiała się na tym, że zostawia go samego, na środku polany. Jedyne nad czym się zastanawiała to to, dlaczego Zayn sobie nie poradził. Była przekonana, że da rade.
      Jak burza wpadła na podwórko chłopców, naciskając wiele razy dzwonek. Po chwili usłyszała kroki, po czym zza drzwi wyłonił głowę Liam.
-Cześć. - posłała mu delikatny uśmiech. Od razu ją wpuścił i pokierował na górę, gdzie w pokoju z otwartymi drzwiami siedział, a właściwie to leżał na łóżku, Zayn. Zapukała we framugę, a on raptownie się podniósł.
-Jestem. - powiedziała zestresowana. - Gdzie On jest?
-Zaprowadzę Cię. - przepuścił ją w drzwiach i jak obiecał, zaprowadził do Harrego.
      Siedział obok łóżka, z nogami podciągniętymi pod brodę i słuchawkami w uszach. Dostrzec można było jedynie jego bujne, kasztanowe loki. Podeszła i ukucnęła przed nim. Przestraszył się.
-Co ty tu robisz? - spytał zdziwiony.
-Przyszłam pogadać.
-Coś się stało?
-Tak. Jak się pewnie domyślasz, chodzi mi o Ciebie. - usiadła obok niego. -Obiecaj, że będziesz ze mną szczery. Obiecujesz? - przytaknął,  a ona kontynuowała. -Wiem, że kupowałeś narkotyki. widziałam Cię. Harry, martwię się o Ciebie.
 -Skąd to wiesz? Kto Ci takich bzdur naopowiadał? Rozmawiałaś z Zaynem, on też to samo mi dziś powiedział. Nie masz powodu do zmartwień, naprawdę. - spuścił głowę. Nerwowo przeczesał swoje bujne włosy, podnosząc wzrok.
-Jak to nie? Kupowałeś narkotyki... Widziałam Cię. Nie pytaj jak to się stało... - spojrzała mu w oczy. Były smutne, inne niż zwykle. Na twarzy nie było tego uśmiechu, za którym szalały nastolatki. Nikt się nie uśmiechał.
-To ty uciekałaś.. To twój telefon dzwonił... - powiedział do siebie. - Nie chcę o tym rozmawiać. - dodał po chwili.
-Harry, zrozum chcę Ci pomóc. Wszyscy tego chcemy. Nie rozumiesz, że to może niszczyć zespół? -  Harry natychmiastowo zrzucił rękę Hope z ramienia, którą próbowała tam położyć, jak gdyby go parzyła. Wstał z ziemi i oparł się o biurko, patrząc w jakże fascynującą podłogę.
-Nagle Cię tak obchodzi nasz zespół? - parsknął. -Powiedz po prostu, że to Oni Cię tu ściągnęli..
-Posłuchaj. Prawdopodobnie zepsułam mój związek, tylko dlatego, że tu przyjechałam. Nie wyjdę stąd dopóki nie dowiem się prawdy. Nie zamieniaj się w rozpieszczoną gwiazdkę, która myśli jedynie o swojej dupie. Mogłabym siedzieć z założonymi rękoma i olać to co widziałam tamtej nocy lub powiedzieć o tym Paulowi. - wylewała z siebie potok słów, bacznie obserwując Harrego, który ani drgnął.
-To był tylko raz. Jeden, jedyny. - wyszeptał.
-Wyglądaliście jakbyście się znali nie od dziś. Proszę Cię, nie kłam. - powiedziała błagalnym tonem.
-Te narkotyki nie były dla mnie. Moja stara znajoma ich potrzebowała, musiałem jej pomóc, nie moglem jej zostawić z problemem. Nie powiedziałem tego, bo chłopcy by mi nie pozwolili. - wyznał.
-Nie pomyślałeś o tym, że razem byśmy wymyślili jakiś logiczny sposób by jej pomóc? - odezwał się dotychczas milczący Zayn.
-Nie. Ostatnio cały czas się kłóciliście. Po co miałem jeszcze Wam o tym mówić. Kazalibyście mi ją olać i jeszcze byście się na mnie darli. - wzruszył ramionami. Miał trochę racji, którą Zayn w głębi duszy mu przyznał.
-To nie zmienia faktu, że kupowanie narkotyków dla Niej jest nie w porządku. Kupienie jej tego świństwa tylko pogorszy sprawę. Myślałeś o odwyku? - zmieniła temat, nie chcąc drążyć poprzedniego.
-Była na odwyku przez bardzo długi czas, była już prawie zdrowa. Przestała chodzić na terapie w momencie, gdy Jej ojciec zaczął ją bić i próbował zgwałcić. Jej mama tego nie wytrzymała i popełniła samobójstwo. Uciekła z domu, odnalazła mnie i resztę historii już znacie. - ukrył twarz w dłoniach. Zayn i Hope zaniemówili. Nie wiedzieli co powiedzieć.
-M-może niech z Nami zamieszka? - przerwał chwilę ciszy Zayn. - Będziesz mógł ją pilnować, odprowadzać na terapie, czy coś. - dodał po chwili.
-Dlaczego ja wcześniej o tym nie pomyślałem? - jego oczy rozbłysły, pojawiły się w nich małe, skaczące iskierki, ale po chwili mina mu zrzedła. -Są jedynie dwa problemy. Pierwszy - czy chłopcy się na to zgodzą? Drugi - Ona się nie zgodzi. Znam ją. Będzie się broniła rękami i nogami, albo ucieknie i zaszyje się nie wiadomo gdzie.
-Chłopców postawicie przed faktem dokonanym, nie będą mieli nic do gadania. Twoja w tym rola, aby Ją tu sprowadzić. Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Użyj swojego uroku osobistego. - puściła mu oczko, a jego kąciki ust delikatnie się uniosły.

                                                            ~*~
Za nami 12, jak wrażenia? :)

Co będzie dalej? Coś będzie miało swój koniec, a coś początek? Jak myślicie? :)

Znów ktoś nowy. ;) Tym razem dziewczyna. Myślicie, że namiesza, czy raczej pomoże?

Nie lubicie Conora. Haha. Zobaczymy jak ich losy się potoczą.. ;)

Czekam na Wasze sugestie w komentarzach. ;) Są na prawdę mile widziane.

Dziękuję za komentarze. ;* Zmobilizowały mnie, znalazłam czas by napisać rozdział. ;)

Zapraszam do komentowania. Może zaskoczycie mnie i pod tą notką pojawi się więcej komentarzy, niż poprzednio? Byłoby naprawdę miło. :D

Znów zmienił się wygląd bloga. Kolejnych zmian nie przewiduję, ale kto wie. xD

To by było na tyle. ;)

Do następnego! ;*