piątek, 29 czerwca 2012

Rozdział 3

      Zakupy. Każdy lubi zakupy. To czysta przyjemność. Można odpocząć i wpaść w szał zakupów. Nie tym razem. Hope miała nadzieję, że wyskoczy na zakupy i się zrelaksuje. Po tych kilku dniach spędzonych w stresie z One Direction uważała, że jej się to należy. Niestety, okazało się, że oni też chcą iść z nią na zakupy, bo im się nudzi. Tyle dobrze, że Zayn postanowił zostać w domu, nie chciało mu się chodzić po galeriach. Nie to nie.
       Hope była pod wrażeniem tego, że ani jeden z nich nie narzekał, ale to był dopiero początek. Wskazała im sklepy 'dla nich', czyli sportowe lub po prostu z męską odzieżą.
-Daj mi swój numer telefonu to się później zdzwonimy. - uśmiechnął się Niall.
-Masz go nikomu nie dawać.- wklepała mu ciąg liczb do telefonu. - Nikomu. - powtórzyła. Poco mieli mieć jej numer? Za kilka dni sobie pojadą i jej znajomość z nimi się skończy. Taką miała nadzieję.
-OK. Udanych zakupów. - wyszczerzyli się i odeszli. Mogła w spokoju pochodzić po sklepach.
-Może nie będzie tak źle? - powiedziała do siebie i weszła do przymierzalni.
      Kolejna godzina i nic. Jakby przepadli. Po raz pierwszy od przyjazdu chłopców była sama, nie licząc ludzi w galerii, ale oni na nic nie zwracali uwagi. Potrzebowała tego. Jej błogi spokój zakłócił dźwięk nadchodzącej wiadomości. Zaczęła szperać po torbie w poszukiwaniu telefonu.
' Pomocy!! - Niall  ' - przeczytała i jak gdyby nigdy nic włożyła telefon do torby. Myślała, że to żart. co mogło by im się stać w centrum handlowym? Chyba, aż tak dziecinni nie są... Niall, nie poddawał się. Tym razem zadzwonił.
-Halo. - powiedziała spokojnie. Nie odpowiedział. Jedyne co było słychać to piski i krzyki. - Halo?! Niall! - powiedziała, tym razem głośniej. Połączenie zostało zerwane. Wystraszyła się. Zabrała reklamówki i rozejrzała się dookoła. Cisza. 
- Drugie piętro... -szepnęła do siebie i ruszyła kierunku windy. -Awaria, przepraszamy. -przeczytała. -Dzięki! Lepiej trafić nie mogłam! -zostało jej tylko jedne wyjście. Schody. To co zobaczyła na drugim piętrze, przeraziło ją.  Zewsząd dobiegały dziewczęce krzyki i piski.
-O cholera.!- wrzasnęła ale nikt nie zwrócił na nią uwagi. Nie pomyślała, że tu mogą być ich fanki. Obtoczyły ich i nie zamierzały wypuścić. Zadawały setki pytań na sekundę.
-Przepraszam! - próbowała się do nich przedostać. Nawet nie zwróciły na nią uwagi. Zagwizdała. Też nic. Chciała się do nich zbliżyć ale to było nie możliwe.
-Patrzcie! Zayn Malik! - wrzasnęła na całe gardło. Kilka z nich się obróciło ale nie widząc go olały ją. - Ta sytuacja wymaga poświęceń... - szepnęła do siebie. Rozejrzała się dookoła. Wszędzie pełno ludzi. Mogło się udać. Z hukiem wylądowała na ziemi. Ludzie widząc ją leżącą bezwładnie przerazili się. Zrobił się wokół niej szum. Dziewczyny przestały piszczeć i krzyczeć. Nikt nie wiedział o co chodzi. Chłopcy mieli przerażone miny, stali jak kołki wpatrując się w nią. Ona natomiast zachowała kamienny spokój.
-Odsuńcie się! - zainterweniował po pewnym czasie Niall. Wziął ją na ręce. -Weźcie jej zakupy.-rozkazał chłopcom. Nie zeszło długo a pozbierali jej torby i ruszyli za Niallem. Fanki zaczęły wypytywać o Hope. Kto to jest, czy ją znają, a jeżeli tak to skąd...
-Niall, nic m inie jest. - syknęła z bólu. Uderzenie było mocne, wyglądało to bardzo wiarygodnie.
-Ciii.. Wszyscy na nas patrzą... - szepnął. Powoli i ostrożnie zaniósł ją na zewnątrz.
-Co z nią? - zainteresował się Liam. Niall rozejrzał się dookoła, widząc, że parking jest pusty postawił ją na nogi. Hope poprawiła sukienkę  i uśmiechnęła się do reszty. Wpatrywali się w nią z otworzonymi ustami.
-Blefowałaś! - krzyknął Harry.
-Zamknij się! już raz wam uratowałam tyłek, nie zrobię tego ponownie. Bolało. - złapała się za głowę i wsiadła do samochodu.
-Dlaczego to zrobiłaś? - wyszczerzył się Niall.
-Ale co? - zaśmiała się.
-No, dlaczego udawałaś, że zemdlałaś?
-Lubi nas. - wtrącił się Harry.
-Kto ci takich bzdur nagadał?! - udawała poirytowanie.
-Lubisz nas.
      Do domu wrócili na obiad. Od progu powitał ich uśmiech Paula. Po chwili zza jego pleców wyłonił się Zayn z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Co kupiliście? - zaczął zaglądać do toreb.
-Nic dla ciebie. - wytknął mu język Harry. -Weź, jaka nam się historia przytrafiła! - spojrzał na niego pytająco. -Hope udaw...
-Ani mi się waż! - spiorunowała go wzrokiem. On tylko uniósł ręce w geście poddania się.-Lepiej nie rozpowiadaj, bo jak wujek to usłyszy to skończy się to dla was o wiele gorzej...-ostrzegła.
-Ma rację! - przebiegł koło nich jak burza Niall.Nie wiedzieli o co chodzi ale po chwili siedział już przy stole.
-Wiecznie głodny. - podsumował Liam.
      Dotknęła miejsca w które się uderzyła. Miała guza ale przez jej długie włosy nie  było nic widać. Opadła na łóżko.
-Kate,Hope a może masz 3 oblicze? - do pokoju wszedł Zayn i oparł się o biurko. Hope zamknęła oczy.  -Nic nie powiesz? 
-Nie rozumiem... - głos jej drżał. Już? Wiedział? Skąd? Do tej pory wszystko było idealnie. Niczego się nie domyślał. Myliła się. Za każdym razem uważnie ją obserwował, dokładnie analizując jej ruchy i słowa.
-Wiedziałem,że cię znam, nie wiedziałem skąd. Do teraz. - podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała na niego.
-Chyba mnie z kimś mylisz. Nie rozumiem o co ci chodzi...- starała się mówić ze spokojem ale nie za bardzo jej to wychodziło.
-Nie sądzę. To byłaś ty. Teraz cię pamiętam. Wiem, że ty mnie też. - zaprzeczyła ruchem głowy. -Myślałaś, że farbując włosy nie rozpoznam cię?! Głupiutka! - podniósł na nią głos. - Patrz, a jednak! Rozpoznałem cię! Nie jesteś taka grzeczniutka jak wszyscy myślą... To prawda co ludzie mówią. Rude to fałszywe.* -  powiedział, podszedł do ściany oblepionej  zdjęciami jej i jej przyjaciół. Oderwał jedno i podstawił jej pod nos. Chuda postać z rudymi włosami opadającymi kaskadą na ramiona. Hope kilka lat temu.
-Dupek. - wyszeptała patrząc mu głęboko w oczy. Zdziwił się. -Nie nauczyli cię, że nie wolno szperać w cudzych rzeczach?! - wrzasnęła. Był tu wcześniej, wykorzystał to, że Hope pojechała na zakupy z chłopcami.
-A ciebie rodzice nie nauczyli, że nie wolno kłamać i uciekać przed odpowiedzialnością?! - zdenerwował się. Zabolały ją jego słowa. Nie miała rodziców. Cholernie jej ich brakowało. Nie pamiętała ich. Nie lubiła kiedy ktoś o nich wspominał, szczególnie w taki sposób.
-Wyjdź! - przerwała milczenie. - Wynocha powiedziałam! - spojrzała na niego ze złością w oczach. Po chwili już go nie było. Opadła na łóżko i zasłoniła twarz poduszką nie chcąc aby ktokolwiek słyszał jej wrzeszczenie.
-Zapomniałem ci powiedzieć. Masz przyjść na ognisko. - Powiedział ze spokojem Mulat. Jak szybko się pojawił, tak szybko znikł. Nie miała najmniejszej ochoty na wychodzenie na dwór, głównie dlatego, że nie miała ochoty oglądać Zayna a wiedziała, że to nieuniknione. Z drugiej strony nie mogła dać mu się zastraszyć. Przebrała się i poprawiła swój delikatny makijaż.
      Ognisko, rozświetlało twarze zebranych wokół niego. Chłopcy śpiewali wygłupiając się przy tym, dziadkowie rozmawiali z Paulem, a Hope grzebała długim patykiem w palenisku.
-Mogliśmy powiedzieć Willowi żeby wpadł... - stwierdził wujek.
-Ta. - odpowiedziała obojętnie, wzruszając ramionami.
-Ostatnio rzadko przychodzi. - dopowiedziała babcia.
-Może ma swoje, ważniejsze sprawy... - spojrzeli na nią badawczo. - Wszystko jest w porządku. - zapewniła unikając zbędnych pytań. Spojrzała na Zayna i przeklęła go w duchu.
-Skoro tak. Proszę. - Niall podał jej gitarę.  -Dawaj. - uśmiechnął się, a ona spojrzała na niego jak na debila i zaprzeczyła.
-No dalej! Wiemy, że umiesz. - przysunął gitarę pod jej nos.
-Nie mam ochoty... - broniła się by nie śpiewać.
-No weź, my zaśpiewaliśmy, teraz ty. - nalegał Niall.
-Nie dadzą ci spokoju im szybciej to zrobisz tym lepiej. - zaśmiał się Paul.
-Dzięki za wsparcie. - zestresowana wzięła od Blondyna gitarę.
-Spokojnie. -poklepał ją po ramieniu, siadając obok niej na drewnianej ławeczce.                           
                            I've been roaming around, Always looking down at all I see
                            Painted faces, fill the places I can't reach
                            You know that I could use somebody
                            You know that I could use somebody


Zaczęła grać i śpiewać. Chłopcy byli pod wrażeniem. Paul wspominał im, że  śpiewa nie najgorzej ale nie sądzili, że jest aż tak dobra.

                            Someone like you, And all you know and how you speak
                            Countless lovers under cover of the street
                            You know that I could use somebody
                            You know that I could use somebody
                            Someone like you
                            ooooo
                            Someone like you
                         
                     
                            Off in the night, while you live it up, I'm off to sleep
                            Waging wars to shake the poet and the beat
                            I hope it's gonna make you notice
                            I hope it's gonna make you notice
                  
                            Someone like me, oooooo someone like me
                            Someone like me, somebody


 Chłopcy doskonale znali tę piosenkę, śpiewali ją jako cover na koncertach. Niall postanowił do niej dołączyć więc później śpiewali razem,reszta też się włączała, tylko nie Zayn. On wsłuchiwał się w jej głos.

                             I'm ready now, I'm ready now
                             I'm ready now, I'm ready now
                             I'm ready now, I'm ready now
                             I'm ready now
                           
                            
                             Someone like you, somebody
                             Someone like you, somebody
                         
                             I've been roaming around, I was looking down at all I see**


Oddała Niallowi gitarę lekko uśmiechając się. Całkiem przyjemnie się jej śpiewało, na początku trochę się stresowała ale później było już lepiej.
-Było aż tak strasznie? - szepnął Niall gdy reszta była zajęta rozmową.
-Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak. - obróciła się do niego twarzą. Dzieliło ich kilka centymetrów.
-Dałaś radę! - głupią sytuacje przerwał Louis. Była mu za to wdzięczna. Niall był uroczy, słodki i miły ale nie chciała popełniać tego samego błędu, wolała być ostrożna.

                                                         ~*~

 *'Rude to fałszywe.' - nie chciałam nikogo urazić, nie uważam tego powiedzenia za prawdziwe, po prostu było mi potrzebne do opowiadania. ;) Jeżeli kogoś uraziłam to przepraszam, nie miałam tego na celu... Znam taką jedną rudą Andżelikę :)) i nie jest fałszywa, to się nie sprawdza...

** Kings Of Leon - Use Somebody ♥


Tak. Rozpoznał ją. Mieliście rację. ;))

Co będzie dalej? Chłopcy wyjadą i jej problemy znikną? A może w między czasie pojawią się nowe? Może wszystko się ułoży? Nawiążą się nowe, niespodziewanie znajomości? A może naprawią się stare? ;))

Dziękuję tym, którzy poświęcają chwilę na skomentowanie tego. ;* Jesteście wspaniałe!

Chciałabym wam życzyć udanych WAKACJI.! :D Wypocznijcie i naładujcie baterię. ;)

Do następnego! ;*

        

wtorek, 19 czerwca 2012

Rozdział 2

      Był zimny wieczór, cierpiałam. Znowu. Byłam zbyt naiwna, łatwowierna i zbyt szybko ulegałam namowom innych. Idąc tam nie wiedziałam co mnie czeka. Za dużo alkoholu. Zdecydowanie za dużo. Nie rozpoznawałam nikogo. Sophie zniknęła z przystojnym Blondynem, a ja siedziałam sama. Do czasu. Kelner podał mi kolorowego drinka, wskazując skinieniem ręki na Mulata, siedzącego kilka krzeseł dalej.Był przystojny, nawet bardzo. Zanim się obejrzałam był przy mnie. Uśmiechną się zalotnie i pocałował. Zaskoczył mnie, a zarazem zaciekawił. Odkleiłam się od niego i ruszyłam w stronę ciemnego korytarza. Wiedziałam, że idzie za mną. "Co mi szkodzi? To tylko jedna noc..." - pomyślałam i poczułam jego dłoń na swoim ramieniu. Uśmiechnęłam się pod nosem. Znów mnie pocałował, tym razem w szyję.
-Nie  tutaj. - wyszeptał, odwróciłam się do niego twarzą. Złapałam jego silną dłoń i razem opuściliśmy klub. 

-Jesteś pewien, że jesteśmy tu sami?- wybełkotałam, wchodząc do jego domu. Nie odpowiedział. Wpił się w moje usta, z każdą sekundą pogłębialiśmy pocałunek. Zwinnym ruchem pozbył się mojej krótkiej sukienki, nie przestając mnie całować. Podobało mi się. Nie kontaktowałam. Nie zwracałam na nic uwagi. Kochałam się z dopiero spotkanym chłopakiem, nie myślałam. Doprowadzał mnie do szaleństwa. Całował,pieścił i pożądał. Seks bez zobowiązań, podobało mi się to. Całkowicie zapomniałam o otaczającym nas świecie. Byłam tylko ja i on.  
     Od paru chwil Paul uderzał w drzwi łazienki, nie odpowiadała. Wszystko sobie przypomniała, odleciała na chwilkę.
-Hope,do cholery!- wrzasną. -Nic ci nie jest?
-
Nie, w porządku.- ocknęła się. -Przepraszam, zamyśliłam się. Już wychodzę. - poprawiła swoje długie włosy. Bała się tego, co miało się stać za chwilę. Miała wyjść i spotkać się twarzą w twarz z człowiekiem, którego unikała. Było to trudne. Dziewczyny ze szkoły często rozmawiały o One Direction, a co za tym idzie, wspominały o Zaynie. Przez to trudno jej było zapomnieć. Unikała ich. Przefarbowała swoje rude włosy na ciemny brąz, po to by nigdy jej nie rozpoznał. Minęło dość dużo czasu, ponad rok. Myślała, że ma go z głowy, że może normalnie żyć, w spokoju. Nie przewidziała całej tej sytuacji. Wyszła z łazienki, starała się być naturalna. Nie za bardzo jej to wychodziło, denerwowała się. U progu spotkała się z spojrzeniami chłopców. Każdy się jej przyglądał. Nie wiedzieli co spowodowało taką reakcje na ich widok, zwykle była ona pozytywna.
-Hope, to Harry, Louis, Niall, Liam i Zayn. Chłopaki, to moja chrześnica, Hope. - przerwał milczenie Paul.
-Cześć! - odpowiedzieli chórem, nie przestając na nią patrzeć.
-Dzień dobry. - starała się unikać wymiany spojrzeń z Mulatem, on jednak bacznie się jej przyglądał.-Co jemy? Jakiś fast food? - pytała przyglądając się frytkom.
-Frytki z kurczakiem. - uśmiechnął się dumnie Paul. - Smacznego.
      Reszta kolacji minęła w ciszy. Po tych jakże pasjonujących chwilach, Hope wyszła się przewietrzyć. Usiadła na werandzie podkulając nogi pod brodę. W głowie miała setki myśli na minutę. Czy ją poznał? Czy coś zauważył? Czy czegoś się domyślał?
-Hope... - usłyszała za sobą,gwałtownie się odwróciła. -Możemy pogadać? - usiadł obok niej Paul.
-Jasne. Mów, co cie trapi? - wysiliła się na uśmiech.
-Mnie? Nic. Chodzi o chłopców... - westchnęła. - Jesteś zła, że ich tu przywiozłem, tak? - nie wiedziała co powiedzieć.Może niebyła zła, była przerażona. Nie wiedziała co mu powiedzieć. Nie mogła powiedzieć, że jakiś czas temu przespała się z Zaynem.
-Nie, nie o to chodzi. - odezwała się po chwili.Paul spojrzał na nią pytająco. -Jestem zwyczajną dziewczyna,a oni? To gwiazdy. Nie mam pojęcia co mogę mówić, a co nie. Nie wiem jak się przy nich zachowywać. Zrobię coś, a oni popatrzą na mnie jak na idiotkę.
-O to chodzi? Tylko o to? - pokiwała głową. -Oni nie są tacy. Naprawdę. Są trochę zakręceni i mało odpowiedzialni. Nie jesteś zwykłą dziewczyna, jesteś Hope.- szturchną ją łokciem.
-Tak,to czyni ze mnie wyjątkową.- zaczęła się z niego śmiać. -Dlaczego ich tu przywiozłeś?
-Chciałem, żeby sobie odpoczęli, a tutaj nie ma aż takiej liczby fanek, więc będą mieli spokój.
-Rozumiem. Idę do domu. A ty? - uśmiechnęła się delikatnie.
-Jeszcze tu posiedzę. - wzruszyła ramionami i wróciła do domu. Było dość głośno.
-Cóż, będę musiała się przyzwyczaić.- powiedziała do siebie i poszła do pokoju.
      Noc była ciężka dla Hope. Prawie nie spała, myślała, głownie o Zaynie. Nigdy nie pomyślałaby, że go jeszcze spotka. Wstała wcześnie, ubrała się i postanowiła pojeździć konno. Wymknęła się tak by nie obudzić reszty domowników. Herkules był jej koniem, wybrała go sobie gdy miała kilka lat i tak zostało. Dbała o niego i kochała go. Dużo czasu spędzała w stadninie z dziadkiem. Lubiła tam przebywać. Po godzinie, zjawił się Will.
-Zamęczysz go. - zaśmiał się.
-Ciebie też miło widzieć...- podjechała pod niego.
-Ktoś nie w humorze. Coś się stało? - pomógł jej zejść z konia.
-Tak. Pamiętasz jak byliśmy w Londynie i poszłyśmy z Sophie do klubu i spotkałyśmy tego chłopaka?
-Tego z którym się przespałaś? - zapytał poważnie.
-Tak. - westchnęła - On... on tutaj jest. - łzy napłynęły jej do oczu.
-CO?! - przerwał jej. -Jak? Skąd? Dlaczego?
-Paul ich tu przywiózł na wakacje... - łzy spłynęły jej po policzkach.  
-Nie płacz. - przytulił ją.-Rozpoznał cię?
-Nie wiem, chyba nie. - otarła łzy.
-To czym się martwisz? Zachowuj się normalnie nie wzbudzając podejrzeń i będzie dobrze.
-A co jeżeli...
-To wtedy się będziemy martwić. Muszę iść. Pamiętaj, spokojnie i naturalnie. - uśmiechną się i odszedł.
-'Łatwo powiedzieć.' - pomyślała i odprowadziła Herculesa do stajni.
      W domu już nikt nie spał, po kuchni krzątała się babcia, dziadek czytał gazetę, Paul bawił się z psem, a chłopcy oglądali jakieś durne kreskówki, co chwilę wybuchając śmiechem.
-'Masz być naturalna,masz być naturalna'- powtarzała sobie pod nosem.
-Co ty tam mówisz, skarbie? - wyjrzał z nad gazety dziadek.
-Nic. - uśmiechnęła się do niego.
-Gdzie byłaś rano?- zapytał Niall. Zdziwiła się. Na prawdę go to interesowało?
-Ja? Jeździłam konno. Czekaj, czekaj. Skąd ty wiesz, że mnie rano nie było? - Zmieszał się. Nie wiedział co odpowiedzieć.
-Eee... no... pukałem i nie odpowiadałaś. - wyszczerzył się.
-Niech ci będzie. Powiedzmy, że ci wierze.
-Nie rób tego. On jest złym człowiekiem. Śledzi cię już od dłuższego czasu, wie o tobie wszystko. Unikaj go. - przestrzegł ją Louis na co wszyscy wybuchli śmiechem, wszyscy oprócz Nialla. Jedno ją zastanawiało. Po co on pukał do jej drzwi? Postanowiła o tym nie myśleć. Rozglądnęła się dookoła, jej wzrok spotkał się z wzrokiem Zayna. Szybko spuściła głowę. Nie wiedział o co chodzi. Ta sytuacja była dosyć dziwna dla niego. Zwykle nawiązywal kontakt wzrokowy z dziewczynami,  z Hope to mu się nie udawało i to go zaciekawiło.
      Po rozmowie przy śniadaniu  na temat dzisiejszego dnia padło na nic nie robienie, leniuchowanie.
Chłopcy starali się nawiązywać kontakt z Hope. Rozmawiała z Niallem na temat gitary, Harry opowiadał o tym, że zwierzęta go nie lubią i kiedyś kopną go koń. Louis żartował z wszystkiego i  wszystkich, nawet nie szczędził Paula, który słysząc po raz dziesiąty to samo, nie zwracał już uwagi. Zayn obserwował Hope, prawie nic nie mówiąc. Liam przedrzeźniał Nialla, zabierał mu żelki. W końcu się zdenerwował i chciał ugryźć mu palec, wybuchła wojna. Louis wziął resztę żelek i rzucał nimi w kogo popadnie. Niall widząc to odpuścił sobie Liama i zaczął przystawiać się do Harrego, żeby zdenerwować Louisa. Udało mu się.
-On jest mój! - rzucił się na niego Lou. Zmierzwił mu włosy, a Niall zaczą się panicznie głośno śmiać.
-Jesteście wzorem do naśladowania dla waszych fanek, prawda? - zachichotała Hope.
-Naturalnie.- uśmiechną się Harry. 'Natluralnie' to słowo odbiło się echem w jej głowie.
                                                             ~*~
    
 Rozdział miał się pojawić w tamtym tygodniu, ale zapomniałam, że mam wycieczkę szkolną. ;o
Mam nadzieję, że nie spieprzyłam i, że rozdział się wam podoba. ;)

Jak myślicie, co będzie dalej? Czy Zayn rozpozna Hope, przypomni ją sobie? A może nie połapie się i będzie starał się z nią zaprzyjaźnić? A może już będzie za późno? Może ktoś inny wykorzysta nieuwagę Zayna? ;)
Dziękuję za komentarze, podnoszą mnie na duchu. Liczę na więcej! ;*
Pozdrawiam!

czwartek, 7 czerwca 2012

Rozdział 1

      Tegoroczne wakacje Hope miała spędzić u swojej przyjaciółki,Sophie. Plan idealnych wakacji legł w gruzach. Ostatniego dnia szkoły została poinformowana o egzaminie z pobieranych lekcji gitary. Chcąc,nie chcąc musiała zostać. Mogła pojechać zaraz po egzaminie, ale to nie był dobry pomysł,gdyż Sophie chodziła na balet,nie miały by dla siebie czasu,a im właśnie chodziło o to by spędzić ten czas razem. Nie widziały się od pół roku,postanowiły przesunąć termin wizyty Hope w Londynie o kilka tygodni.
      Tego dnia wszyscy chodzili poddenerwowani. Hope miała egzamin, dlatego od samego rana ćwiczyła, chciała wypaść jak najlepiej. Dziadkowie nie wchodzili w drogę nastolatce, zostawili ją by w spokoju mogła się przygotować.
-Hope,nareszcie. - ucieszyła się babcia, widząc zmierzającą ku samochodowi dziewczynę.
-Bez paniki. - posłała jej uśmiech-Zdążymy...-zajęła miejsce pasażera, rozglądając się dookoła. Kilkanaście minut później stała przed domem kultury. Denerwowała się. Stres zjadał ją od środka, przypomniała sobie swoje publiczne wystąpienie z czasów przedszkolnych kiedy to grała cukinię i totalnie się ośmieszyła przed swoimi rówieśnikami. Zdecydowała. Stare,dębowe drzwi wydały charakterystyczny skrzyp, skrzywiła się. Przechodzący korytarzem nawet nie zwrócili na nią uwagi, byli przyzwyczajeni. Poprawiła letnią sukienkę w kwiatki i z uśmiechem udała się do sali nr 24 gdzie czekała już nauczycielka i reszta uczniów.
-Dzień dobry. - powiedziała i zajęła wolne miejsce z tyłu. Przez 15 minut znudzona słuchała pani Mayson.Była to kobieta po trzydziestce, doskonale rozumiała młodzież, dlatego też była lubiana i szanowana.
-Niech ona już skończy... - szepnęła do siebie zniecierpliwiona. Siedzący koło niej blondyn zaczął się po cichu śmiać. Policzki Hope oblały się rumieńcem.
-Parker!Ty pierwszy!Na środek. - usta chłopaka natychmiastowo zamieniły się w równą kreskę. Zajął miejsce na wysokim krześle. Zaczął grać podstawy, każdy przyglądał się jego występowi. Po nim, po kolei na krześle zasiadali kolejni uczniowie.
      Hope przestępowała z nogi na nogę chcąc jak najszybciej usłyszeć czy zdała. Uważała, że poszło jej całkiem dobrze,ale to nie ona oceniała.
-Nie zwlekajmy dłużej... - zaczęła spoglądając na kartkę z nazwiskami.-Nie będę was trzymać dłużej w niepewności...Chciałam tylko powiedzieć,że każdy z was ma talent...- po sali rozległy się jęki, każdy chciał już wiedzieć,a pani Mayson to przeciągała.-No dobrze,zaczynajmy. Wiadomości są dobre i złe. Dobra jest taka, że wszyscy zdali... - nie dali jej dokończyć, każdy zaczął cieszyć się sukcesem i przytulać się nawzajem. -Zła wiadomość jest taka,że widzimy się po raz ostatni.-oznajmiła gdy się uspokoili.-Ale mam nadzieję,ze jeszcze o was usłyszę. Tak więc,gratuluję,i życzę udanych wakacji. - uśmiechnęła się szeroko.
-Nawzajem! - powiedzieli chórem i zaczęli opuszczać salę. Każdy był podekscytowany. Hope mogła teraz śmiało powiedzieć, że zaczęły się wakacje, beztroski czas wypoczynku i radości.
      Wyszła przed budynek i jeszcze bardziej się ucieszyła. O czarny Range Rover stał oparty Will, był jej bliskim przyjacielem. Kiedyś nawet chłopakiem, ale po pewnym czasie oboje zrozumieli, że   kochają się jak brat z siostrą. Odbyli długą, poważną rozmowę właśnie na ten temat i teraz są przyjaciółmi. Był wysokim brunetem o piwnych oczach i szerokim uśmiechu. Na czoło opadała mu grzywka,którą często przeczesywał palcami.
-Zdałam! - poinformowała go od razu.
-Wiem. - zaśmiał się. -Gdyby tak nie było nie uśmiechałabyś się do wszystkich na około. - otworzył jej drzwi samochodu. - Zasłużyłaś na największe lody.Co ty na to? - poruszał brwiami odpalając silnik.
-Nie dzisiaj, nie mam ochoty. Kiedy indziej.
-Trzymam cię za słowo. Nie odpuszczę. - powiedział poważnie. Spojrzała na niego wybuchając śmiechem.
-Jedź. - włączyła radio i zaczęli śpiewać. Co chwilę wybuchali śmiechem, śpiewając byle jakie słowa, gdy nie znali oryginalnego tekstu. Po pewnym czasie znudziło im się to, więc po prostu rozmawiali o głupotach i planach na wakacje.
     W domu było nadzwyczajnie głośno, co się rzadko zdarzało. Zwykle nikogo tu nie było. Tylko ona i dziadkowie. Postanowiła zbadać sprawę po swojemu. Po cichu zdjęła buty i ruszyła na palcach długim korytarzem w stronę kuchni.
-Co się tak skradasz? - usłyszała śmiech, gwałtownie się obróciła.
-Wujek?Wujek! - rzuciła mu się w ramiona.-Co ty tutaj robisz?! - pytała podekscytowana. Rzadko przyjeżdżał, był zajęty pracą. Ostatni raz widzieli się w Boże Narodzenie.
-Przyjechałem odpocząć. Chodź na kolację. Sam robiłem. - uśmiechną się dumnie.
-Zaraz będę. - pobiegła do łazienki. Przejrzała się w lustrze i związała włosy w luźny kucyk.
-Kolacja!-wydarł się na cały dom wujek Hope,Paul.
 -Przecież jestem 2 metry od kuchni... - zaczęła się śmiać. -Słyszę. - skierowała się do kuchni i nalała sobie soku. Rozległo się dudnienie, a po chwili do kuchni wpadł z wielkim uśmiechem na ustach, uroczy Blondynek. Zdziwiła się. Znała go, tak jej się wydawało. Po nim wyrosła jeszcze trójka chłopców.
-Gdzie Zayn? - spytał Paul przyglądając się im.
-Jestem. - odezwał się wymijając resztę. Hope momentalnie zbladła, z przerażeniem patrzyła na Mulata. Rozpoznała go. Nogi się pod nią ugięły, wypuściła szklankę z sokiem pomarańczowym, która z hukiem wylądowała na podłodze. Uderzyła ją fala gorąca, serce biło jej coraz szybciej. Spuściła wzrok i nie zwracając uwagi na spojrzenia wszystkich dookoła, wybiegła z kuchni zamykając się w łazience. Wspomnienia wróciły.
                                                       ~*~ 
 Hej!
Nie ukrywam,rozdział miał się pojawić wcześniej ale wyszło,jak wyszło.
Pojawił się wątek One Direction.Na razie malutki.;)
Nie będę dodawać zdjęć postaci,liczę na waszą bujną wyobraźnię.
Mam nadzieję,że rozdział wam się podoba.Liczę na wasze szczere opinie,komentarze.
+Rozdziały będą dłuższe niż ten,nie chciałam wam wszystkiego zdradzać na samym początku. ;)

++Jeżeli przeczytałaś, skomentuj. 

Pozdrawiam!
                 

piątek, 1 czerwca 2012

Prolog.

    
        Czasami tak bardzo pragniemy, dążymy do upragnionego celu, rzeczy. Jednak często w ostatniej chwili, w chwili gdy mamy swoje szczęście ono wymyka nam się. Tak było w przypadku młodego małżeństwa. Destiny i Mark Higgins byli małżeństwem od 3 lat, ona normalna kobieta mieszkająca przez całe swoje życie na wsi, on wykształcony policjant. Do szczęścia brakowało im tylko dziecka. Marzyli o nim odkąd się pobrali, chcieli stworzyć rodzinę, starali się o nie, ale przez wszystkie lata ich małżeństwa nie pojawiła się ani jedna oznaka ciąży. Wspólnie postanowili zrobić badania. Wyniki wykazały płodność ich obojga. Nie poddawali się. Po paru miesiącach u 25 letniej kobiety pojawiły się nudności.Udałą się do ginekologa,po powrocie cała w skowronkach oznajmiła mężowi, iż za 9 miesięcy dołączy do nich wymarzone dziecko.
       Codzienne przeglądanie się w lustrze, dbanie o siebie, tak minęło 9 miesięcy. Nadszedł poród. Była sama w domu, termin miała na za 2 tygodnie, nie wiedziała co zrobić. Mark był na posterunku. Zadzwoniła do sąsiada, który w pośpiechu zawiózł ją do szpitala. Kobieta rodziła przez ponad 9 godzin, w połowie pojawiły się komplikacje, poród przeciągał się co nie wpływało korzystnie na dziecko.
-Jeżeli ktoś musi umrzeć, ratuj tego aniołka.-oznajmiła lekarzowi, który mimo wszystko postanowił by poród był naturalny. Wyparła dziecko resztką sił.
-Ma pani córk...
-Doktorze, tracimy ją! -przerwała mu spanikowana młoda pielęgniarka. Nie uratowano jej, lekarze nie zdołali tego zrobić. Zmarła wydając na świat córkę. Natychmiastowo powiadomiono czekających na korytarzu rodziców i męża.Rozpacz.Coś o czym Mark marzył przez ostatnie 3 lata sprawiło, że z jego życie znikła jego ukochana. Nie mógł się z tym pogodzić, podobnie jak wszyscy. Każdy patrzył na niego ze współczuciem. Zyskując córkę stracił żonę.Kilka dni później odbył się pogrzeb,pożegnał ją w rozpaczy i wrócił z córką do dziadków, którzy się nią zajmowali, gdyż on nie miał czasu. Wir pracy, w którą uciekał by nie myśleć sprawił ze stałą się kolejna tragedia.Po kilkunastu miesiącach został śmiertelnie postrzelony. Nie dało się go uratować, stracił bardzo dużo krwi.
       Kilku miesięczna wówczas Hope została bez rodziców, na stałe zamieszkała z dziadkami Kate i Edwardem. Wychowywali ją nie ukrywając historii jej rodziców. Kochali ją, widzieli w niej swoją zmarłą córkę, starali się by wychować ją jak najlepiej. Od najmłodszych lat wpajali jej, że nie ma ludzi gorszych i lepszych. Byli starzy, mieli własne problemy, ale zawsze pomagali wnuczce, gdy tego potrzebowała. Ona robiła to samo, dziadek zaraził ją miłością do koni.Mieli małą stadninę, kilkaset metrów za domem, spędzali tam dużo czasu. Hope miała talent muzyczny, świetnie śpiewała, dlatego też od najmłodszych lat wysyłano ją na dodatkowe lekcje z gitary i śpiewu. Buntowała się,wolała ten czas spędzać jeżdżąc konno, kochała to. Z czasem pokochała śpiew i gitarę, którą często miała przy sobie. Była normalną nastolatką, z problemami, marzeniami i ambicjami. Nie była osobą obtoczoną przyjaciółmi, miała ich dwoje ale byli to jej prawdziwi przyjaciele, na dobre i na złe.
                                                                         
                                                              ~*~
Hej! No więc mamy prolog.
Trochę się denerwuję,ponieważ jest to pierwszy blog z opowiadaniem jaki założyłam EVER. ;)
Mam nadzieję,że będzie się wam podobało i będziecie tu zaglądać,komentować i trwać w tym ze mną. ;D
Bardzo mile widziane będą komentarze i zawarte w nich sugestie dotyczące losów bohaterów i dalszej akcji. ;)
Nie wiem jak często będą pojawiać się notki,to zależy...Jeżeli nie będę miała weny to nic nie napisze,nie chce żeby to było na odwal się,muszę wszytko przemyśleć dwa razy czy się zgadza i w ogl. ;)            
Wszelkie pytania proszę kierować do mnie na Twittera @Natalia1Dream,jeżeli chcesz być powiadamianym o notkach poprzez TT napisz mi,na pewno odpiszę ;)