środa, 17 października 2012

Rozdział 14

      Kimberly wbijała wzrok w jeden punkt, zastanawiając się co może ją spotkać po wejściu do domu One Direction. Nie wiedziała czego się spodziewać... Akceptacji? Mogła na nią liczyć? Zrozumienia? A może wręcz przeciwnie... Obawiała się tego, że będą na nią patrzeć z litością. Nienawidziła tego, a często się z tym spotykała. Nie znała ich. Twierdziła, że byli z dwóch różnych światów, zupełnie odmiennych. Ona - pełna problemów, normalna, niczym nie wyróżniająca się nastolatka. Oni - poukładani, rozpoznawalni, idealni. Nie mogli tak po prostu zabrać do domu pierwszej lepszej przybłędy i się nią opiekować. Tyle, że dla Harrego Kim nie była przybłędą.
-Spokojnie. - uśmiechnął się do niej pokrzepiająco, widząc jak się denerwuje. -Wszystko będzie w porządku. Zobaczysz. - zatrzymał samochód, a ona natychmiast odwróciła się w jego stronę. Nie było go na miejscu kierowcy.

-Obiecujesz? - spytała, kiedy otworzył jej drzwi.
-Obiecuję. Na paluszek. - uradowany złączył ich małe palce prawych rąk.
      Wnętrze domu wydawało się jej być zupełnie obce, inne i nieznane, takie było. Pełne przepychu, nowoczesne, inne niż to, do którego była przyzwyczajona. Dom tętnił życiem. Z salonu dochodziły krzyki Liama i Louisa grających na Play Station, w kuchni Niall śpiewał operowym głosem. Słysząc to, Harry przewrócił teatralnie oczami.
-Musisz się przyzwyczaić. - zaśmiał się, a ona przytaknęła.
-Do cze... Hej! - wydarł się z kuchni Blondyn, lustrując Kimberly wzrokiem. Chwilę później stał przed nią, szczerząc się. - To ty jesteś Kim? Dużo o Tobie słyszałem. Cieszę się, że mogę Cię poznać osobiście. Jestem Niall, a tak w ogóle...
-Niall! - warknął Harry, przerywając potok słów wylewających się z jego ust. Obserwowała rumieniącego chłopaka.

-Przepraszam... - wydukał, a ona nie odpowiedziała. Nie wiedziała za co ją przepraszał,nic takiego nie zrobił. Wpędził ją w zakłopotanie, nic poza tym. Zanim się obejrzała wyrosła przed nią jeszcze dwójka domowników. Zareagowali inaczej niż ich poprzednik. Uważnie dobierali słowa, mało mówili, za co w głębi duszy była im wdzięczna. Wdzięczna za to, że nie zadawali pytań.
-Gdzie Zayn? - Harry zauważył, że go nie ma.
-Myślisz, że powie dokąd się wybiera? - uniósł brwi Liam, on jedynie wzruszył ramionami.
-Chodź... - pociągnął delikatnie Kim za łokieć. 

      Prowadził ją na piętro - do jej nowego pokoju. Szła patrząc jedynie na nogi jej przewodnika. Stawiał duże kroki. Zatrzymał się przed białymi drzwiami, takimi jak każde inne w całym domu. Otworzył je i gestem zaprosił dziewczynę do środka. 
-Masz pokój blisko mojego, wiesz w razie jakbyś miała koszmary. - puścił jej oczko, szczerząc się.
-Dziękuję, Harry. - usiadła na łóżku uważnie przyglądając się wnętrzu jej pokoju. Był o wiele większy niż ten, który zamieszkiwała w swoim domu.
-Nie ma za co. Prześpij się, a jeżeli będziesz czegoś chciała to krzycz, albo po prostu zejdź do nas, ok? - przytaknęła, więc kontynuował. -Jutro masz pierwszą terapię, odwiozę Cię i przywiozę.
-Już jutro? Tak szybko?
-Mhm. Im szybciej zaczniesz, tym szybciej skończysz. Jakby co, jestem na dole. - zamkną za sobą drzwi, zostawiając ją samą. Bała się jutra, tego, że nie da rady i zawiedzie Harrego. Była mu wdzięczna za wszystko co dla niej zrobił. Nie chciała go zawieść, ale wiedziała co ją czeka. Będzie musiała się otworzyć, ponownie. 
      Sophie siedziała na skraju łóżka Hope, zastanawiając się czy ją obudzić. Bredziła przez sen, łkając. Zaczęła ją łaskotać w stopy, śmiejąc się w najlepsze z jej nagłych, gwałtownych ruchów.
-Przestań. - warknęła, podnosząc się na łokciach. Blondynka odskoczyła jak oparzona.
-Mówiłaś i płakałaś przez sen.
-Znów mi się śnili. - westchnęła, a Sophie przybrała minę słuchacza.
-Co tym razem? Znów skakali z klifu, a ty miałaś wybierać, który przeżyje? - uniosła brwi.
-Gorzej. Śniło mi się, że zadzwonił do mnie Conor. Byłam pewna, że chce ze mną zerwać. Podał mi adres, pod który miałam przyjechać, a kiedy dotarłam, czekał na mnie. - usiadła na łóżku, opierając się o ścianę. -Wręczył mi kwiaty i zabrał w miejsce, o którego istnieniu nie miałam pojęcia. Wokół było mnóstwo świeczek, które idealnie oświetlały wszystko  żółtym światłem, bijącym od nich. Popłakałam się ze szczęścia.
-Do sedna. - przewała jej, niecierpliwiąc się. Hope zmierzyła ją zabójczym spojrzeniem i kontynuowała:
-Byłam szczęśliwa, tak mi się wydaje... Wyznał mi miłość, a ja nie wiedziałam co zrobić. Gapiłam się na niego i czekałam na kolejny ruch. Modliłam się by nie pytał mnie o nic, nie umiałam sklecić żadnego sensownego zdania... Pocałował mnie. Kiedy otworzyłam oczy nie było ze mną Conora. Zamiast patrzeć w niebieskie jako ocean oczy, patrzyłam w czekoladowe. Zamiast niego był... Zayn. Moje serce zrobiło koziołka, nie mogłam przestać się uśmiechać. Chciałam zapytać co on tu robi, ale nie dawał mi dojść do słowa. Patrzył na mnie tak... inaczej. Inaczej niż wszyscy.
-I? Co dalej?
-Nic. Obudziłaś mnie. - wzruszyła ramionami. -To było dziwne...
-Cholera. Mogłam cię nie budzić... Swoją drogą wczoraj myślałam, że to przypadek, że najadłaś się na noc, ale dwa dni z rzędu? Podobno sny to nasze skryte pragnienia... Tak mówią.
-To się raczej nie sprawdza, nie chcę by Conor wyznawał mi miłość...  - powiedziała, przyglądając się Sophie. Nie była zdziwiona ani zaskoczona. Spodziewała się tego.
-Może powinnaś zastanowić się nad tym co robisz? Z dnia na dzień angażujecie się coraz bardziej. On na pewno. Możesz swoim zachowaniem ranić nie tylko siebie, ale też osoby trzecie. Pomyśl o tym, że im dłużej to trwa, tym trudniej będzie Ci z tego wyjść.. Poza tym oszukujesz Conora. Po co z nim jesteś skoro nic do niego nie czujesz?
-Tego nie powiedziałam... - opadła na łóżko, zakrywając twarz poduszką. - Śnią mi się głupoty, bo za dużo myślę. - powiedziała głosem tłumionym przez poduszkę.
-O czym?
-Conor spytał, co bym zrobiła gdyby... no, gdyby Zayn nie był z Kate. Dlaczego o to spytał? dlaczego połowa naszych tematów to właśnie Zayn? Dlaczego on jest wszędzie?
-Pytasz o to mnie? Może po prostu to Ty jesteś przewrażliwiona... - uniosła brwi. -Chciałabym Ci pomóc, ale nie umiem. Nie jesteś ze mną szczera. Co więcej, nie jesteś szczera sama ze SOBĄ. Spróbuj to przemyśleć.
-Nienawidzę gdy rozmawiasz ze mną w ten sposób. Nienawidzę gdy masz rację. - rzuciła w Sophie poduszką, gdy wychodziła z pokoju. Ona jedynie pokiwała głową z dezaprobatą i wyszła.

                                                             ~*~

Dzisiaj krótko, bo nauka wzywa... ;<

Znów opóźnienie. Wszystko przez szkołę i zajęcia dodatkowe, niestety, to one są teraz najważniejsze.
Rozdział krótki, ale to chyba dlatego, że poprzednie były bardzo długie. xd

Popisaliście się! Pobiliście 11 komentarzy i to
grubo! Dziękuję! ♥ Jesteście niesamowici i oby tak dalej! Mam nadzieję, że teraz też tak będzie, a może nawet lepiej! :) Nie zawiedziecie mnie, prawda? Liczę na was! xx

Mam teraz dosyć trudny okres, rzadko bywam na komputerze, dlatego nie wiem kiedy następny. ;<

Do następnego! ;*


wtorek, 9 października 2012

Rozdział 13

      Śledziła z uwagą każdy nerwowy ruch Conora, wylewając przy tym morze słów. Przechadzał się po pomieszczeniu, w którym znajdowali się tylko oni. Nie ukrywał zdenerwowania, z resztą Hope również tego nie robiła. Kłócili się od dłuższej chwili, a że byli sami nikt im nie przeszkadzał, nie wtrącał się.
-Dlaczego mi tego po prostu nie powiedziałaś?!  – rzucił jej zimne spojrzenie. - Uniknęlibyśmy tym samym większości niedomówień.
-Nie mogłam. Obiecałam, że nie powiem. Gdyby prasa się o tym dowiedziała to byłby koniec. – powiedziała takim tonem, jak gdyby to było oczywiste.
-Nie ufasz mi?
-Po prostu dotrzymuje obietnic! – zbulwersowała się. -Nienawidzę gdy ktoś próbuje mnie kontrolować... Nie rób tego. Ja nie wypytuję Cię o to co z kim i kiedy robisz. To raczej Ty mi nie ufasz.
-Może i masz racje, ale nie widzę w tym nic dziwnego.. Przecież widzę jak On na Ciebie patrzy, a ty spędzasz tam większość czasu.
-Kto znowu? – westchnęła głośno, trochę zbyt głośno.
-Zayn. On jest wszędzie tam gdzie Ty. Nie zauważyłaś? – przewrócił oczami.
-Nie. Wiesz czemu? Nie zwracam na niego uwagi, niech sobie patrzy. On ma dziewczynę... – skrzywiła się na samą myśl o Kate.
-A gdyby nie miał? – uniósł brwi
-Myślę, że ta kłótnia nie ma sensu. Przepraszam za wczoraj. Nie gniewasz się już? – uśmiechnęła się, on zrobił to samo. - Biorę to za ''nie'' – wtuliła się w Conora, prowokując tym samym koniec kłótni.
      Z ogromną uwagą i skupieniem przyglądał się każdej wychodzącej z budynku osobie w poszukiwaniu Kimberly. Nie miał pewności co do tego gdzie ona się znajduje, mogła być dosłownie wszędzie. Każdą wychodzącą dziewczynę śledził wzrokiem. Niektóre z nich obracały się, czując jego spojrzenie przeszywające je na wskroś, inne nie przejmowały się tym, lub po prostu tego nie czuły. Kiedy po kilkudziesięciu minutach z budynku opuszczonej kamienicy nie wyszedł nikt prócz konserwatora, zostało mu tylko jedno wyjście. musiał pojechać w miejsce, którego obawiał się najbardziej.
      Piętrowy domek na obrzeżach miasta nie sprawiał żadnego wrażenie. Był po prostu kolejnym domem  wśród innych, podobnych do siebie. nie było w nim nic niezwykłego, czy choćby nawet przyciągającego uwagę. Stare rabatki zarosły trawą, a bluszcz pokrył balustrady balkonu. Małe podwórko, na którym z ulicy dostrzec można było niewiele, z powodu krzewów posadzonych przy drewnianym, zniszczonym płocie.
      Przyglądał się drzwiom domu, szukając kołatki, dzwonka lub czegokolwiek czym mógłby wydać dźwięk oznajmujący przybycie gościa. Nie znalazł. Zapukał kilkakrotnie, ale nie zyskał żadnej odpowiedz. Powtórzył czynność z podwojoną siłą, myśląc, że mogła nie usłyszeć za pierwszym razem, a drzwi same się otworzyły pod wpływem uderzenia. Delikatnie kopnął je, tak by mógł zobaczyć wnętrze domu. Poznał je. Był tu kilkanaście miesięcy temu, kiedy jeszcze wszystko było  w porządku, a rodzina, którą tworzyli mieszkańcy domu wydawała się być szczęśliwa. Różnicą były porozrzucane ciuchy, butelki i puszki po alkoholu oraz specyficzny zapach, jeżeli to czym zaciągał się w tym momencie Harry można było nazwać zapachem...
      Wślizgnął się do mieszkania, napotykając na swojej drodze puszki po piwie, towarzyszył mu przy tym charakterystyczny dźwięk ich zgniatania.
-Jest tu ktoś? – zawołał przesuwając kolejne „przeszkody” –Jest tu ktoś?! – krzyknął ponownie, ale znów nie dostał żadnej odpowiedzi. Obrócił się gwałtownie słysząc tłuczone szkło. Spojrzał pod nogi. To nie był on, a dźwięk nie niósł się z pomieszczenia, w którym się znajdował. Rozejrzał się dookoła. Głośne syknięcie przerwało mu podziwianie porozwalanych rzeczy.  Teraz już był pewien, że mu się nie wydawało.
-Kimberly? To ty? Gdzie jesteś? – biegał od pokoju do pokoju.  -Kim, do cholery! Wiem, że tu jesteś…  – wbiegł  na piętro. Po różnego rodzaju nalepkach na drzwiach z zakazami wchodzenia, których nie miał czasu czytać, rozpoznał, że to pokój dziewczyny. Nacisnął klamkę. Nawet nie drgnęły. Szarpnął mocniej. Zamknięte.
- Otwórz! – wrzasnął tak głośno, że aż sam siebie się przestraszył.
-Kto tam? – usłyszał cieniutki, ledwo słyszalny głos dziewczyny i odetchnął. Teraz miał pewność, że to właśnie ona, i nie natknie się na jej patologicznego ojca, który za nim nie przepadał. Z resztą z wzajemnością.
-To ja, Harry. – tym razem jego głos był łagodny i ciepły. W szybie drzwi widział rozmazaną postać dziewczyny, która zmierzał w jego kierunku, a po chwili wyłoniła się zza nich. Była ładna, ale bardzo zaniedbana. Krótkie, ciemnobrązowe włosy sięgały niewiele za ramiona. Wzdrygnął się widząc jej spuchnięte, jak się domyślał od płaczu oczy , pod którymi miała wory i powoli gojącego się siniaka. Na jej twarzy malowało się zmęczenie, a posiniaczone, chude ręce bezwładne opadały na szarą, powyciąganą bluzę dresową, w kieszeni której ukryła swoje dłonie. Spojrzał na nią ze współczuciem, przytulając ją. Zareagowała jak poparzona.
-Pokaż… - wyciągnął jej obandażowany nadgarstek.  -Co ci się stało? – szepnął z troską, odwijając brudny materiał. -Jesteś nienormalna? Nie boli Cię to? – skrzywił się widząc jej poturbowany nadgarstek.
-Boli. Ojciec mi to zostawił na pożegnanie. – zaśmiała się głucho.  -To i siniaka pod okiem. – dodała po czym wypuściła głośno powietrze.
-Zabiorę Cię do lekarza. Może wdać się zakażenie. Przebieraj się. – rozkazał, a ona obrzuciła go spojrzeniem przepełnionym kpiną. Dopiero po chwili dotarło do niego co kazał jej zrobić. Pociągnęła go delikatnie do pokoju i zamknęła za nimi drzwi na klucz.
-Drzwi do pokoju zamykasz, a dom? – zauważył.
-Były otwarte? Pewnie ojciec nie zamknął… Masz to o co Cię prosiłam? – usiadła na łóżku podciągając swoje patykowate nogi  pod brodę.
-Serio? To Cię teraz obchodzi? – prychnął.
-A co mnie ma obchodzić? Jestem narkomanką żyjącą tylko dlatego, że ktoś u góry nie chce pozwolić mi dołączyć do mamy. – powiedziała spokojnie, ale Harry przejął się jej słowami. Dała mu do zrozumienia,  że próbowała ze sobą skończyć. Sama myśl o tym, że mógłby ją zastać nie żywą, przerażała go. -Wybacz. To co u Harrego Stylesa z One Direction?
-Od kiedy jestem dla ciebie Harrym z One Direction? – odpowiedział pytaniem na pytanie, wprawiając ją w zakłopotanie. Nie wyczuł sarkazmu w jej słowach. Może dlatego, że podchodził do wszystkiego o wiele poważniej niż ona? Odnosił wrażenie, że w przeciwieństwie do niego, ona nie martwi się o swój los. Po prostu żyje dalej. Mimo tego miała takie same uczucia jak każdy inny w jej wieku, jak on, jak my wszyscy. Potrzebowała rozmowy, bliskości drugiego człowieka, jego ciepła, tego by mogła dla kogoś rano wstać, nie bojąc się, że spotka się ze swoim oprawcą – ojcem. Zeszła na złą drogę, nie umiejąc poradzić sobie z problemami, ale to nie znaczyło, że jej uczucia się zatarły.
-Przepraszam. – wyszeptała, zataczając kręgi placem na kolanie.
-Nie przepraszaj. Traktuj mnie jak dawniej.  Jestem wciąż tym samym Harrym co dawniej. – uśmiechnął się delikatnie.
-Wiem. Jesteś moim kobieciarzem. Zawsze wolałeś starsze. – parsknęła.
-Pozwolisz sobie pomóc? – usiadł obok niej, zmieniając temat. To nie był odpowiedni czas i miejsce na wspomnienia z dzieciństwa.
-Mi się nie da pomóc. Jestem niczym. Zerem bez przyszłości. Lepiej będzie dla wszystkich jeżeli umrę tu samotnie, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
-Pójdziesz na odwyk. Wyjdziesz z tego… - złapał ją za dłoń.  –Pamiętasz jak blisko byłaś by wyzdrowieć? Teraz się uda. – dodawał jej otuchy.
-Harry.. –zaczęła, ale nie pozwolił jej skończyć.
-Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy. Zamieszkasz ze mną i chłopakami, będziesz chodzić na odwyk. Będę Cię wspierać. – przerwała mu monolog, mocno go przytulając.
-To cholernie miłe, ale nie zamierzam ładować się z buciorami do waszego idealnego życia.
-Wcale nie jest idealne. Ludzie wiedzą o Nas tyle, na ile im pozwalamy. – uwolnił się z uścisku dziewczyny.
-tak, oczywiście. Oni wiedzą nawet kiedy idziesz zrobić siku. - przewróciła oczami. – chcesz mi pomóc? Daj mi ten pieprzony proszek, który zabierze mnie tam gdzie będę chciała…
-Zapomnij. Jedź ze mną, pomogę Ci. – powiedział błagalnym tonem. – Nie chcesz uciec od ojca, od złych wspomnień, od tego wszystkiego? Nie chcesz odpocząć?
-Nie  zamierzam patrzeć na litujące się nade mną twarze twoich przyjaciół. Co to, to nie. – zaprzeczyła ruchem głowy.
-Mają własne problemy… Sądzę, że w rozwiązaniu niektórych możesz im pomóc, i to bardzo. – Kim uniosła brwi, posyłając mu pytające spojrzenie.  -Jest u nas taki jeden kochaś. – zaśmiał się. – na razie nawala na każdym kroku, ale to za sprawą tego, że oboje mają charakterek.
-Mimo wszystko myślę, że nie ucieszą się z nowej lokatorki. Nie wiem czy umiała będę im pomóc.
-Oni są otwarci. – otworzył jej szafę, z której wyciągnął torbę podróżną i wrzucał do niej jej wszystkie rzeczy. Kimberly westchnęła pomagając mu. Nie wiedziała na co się pisze i bała się swojej decyzji. Ale w każdym momencie może tu wrócić.
                                                                  ~*~
Mamy 13 rozdział. Dodany z opóźnieniem, ale jest. Gdyby nie to, że nie mam u siebie internetu, pojawiłby się znacznie szybciej...

Wiem, że nie przepadacie za Conorem, to dlatego. że nie postrzegacie go w taki sposób w jaki ja to robię... xd Na wasze nieszczęście musicie się z nim pomęczyć. Wiem, że chciałybyście, a przynajmniej większość z Was epizody z Hope i Zaynem, ale wszystko w swoim czasie. :  ) Bądźcie cierpliwe.
Co do nowej postaci jaką jest Kimberly.. Pojawiła się nie bez powodu i mam nadzieję, że ją zaakceptujecie i polubicie, bo nie jest takla zła jak się wydaje. :) ( jej zdjęcie dodam gdy będę na swoim komputerze.) 

Dziękuję za komentarze! Liczę na więcej. ;* Może spróbujecie pobić stałą jedenastkę komentarzy? ( nie wliczam moich odpowiedzi. :)) ) Spróbujcie! Byłabym w niebo wzięta! To na prawdę cholernie dużo dla mnie znaczy, a każdy komentarz jest czytany. ;*

Z pytaniami odnośnie opowiadania zapraszam na ask.fm :) http://ask.fm/HotStuffNiall Możecie pytać anonimowo o dosłownie wszystko! :)

Staram się jak najlepiej i najszybciej odwiedzać i komentować Wasze blogi, teraz mi trudniej, ale to chwilowe. Tak więc, jeżeli czyjegoś bloga jeszcze nie czytałam, a chciałabyś żebym to zrobiła to zostaw adres w komentarzu, na pewno zajrzę. Ale nie chcę spamu, bo ja się angażuje, a ktoś skomentuje bym się odwdzięczyła. Co to, to nie. Tego nie lubię. ;//

Liczę na Wasze sugestie i pomysły co do dalszej fabuły w komentarzach. Może akurat traficie? A może mnie natchniecie? ;*

Do następnego! :)